Licznik odwiedzin:
N/A

Niektóre lustra mają trzy strony

  • o ogrodzie włoskim z innej perspektywy

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam wspomnienia Pani Profesor Trawińskiej oraz Idziego Przybyłka dotyczące prac w ogrodzie włoskim. Osoby, które nie były świadkami tamtych zdarzeń mogą zastanawiać się dlaczego Pani Profesor Trawińska twierdzi, że na wagary poszła cała szkoła, a Idzi, że z PSNR tylko ich rocznik. Można też odnieść wrażenie, że uczniowie/słuchacze pracowali sami w ogrodzie włoskim i sami podejmowali wszystkie decyzje.

Profesor Anna Bielska.

Sytuacja była dużo bardziej skomplikowana, ale żeby ją w pełni zrozumieć musimy cofnąć się kilka lat.

W 1965 roku dyrektor Jan Szadurski otrzymał pozwolenie na utworzenie szkoły rolniczej w zdewastowanym pałacu w Henrykowie. Dzięki wspaniałym umiejętnościom organizatorskim oraz poparciu Rady Państwa, zdołał doprowadzić cały obiekt do stanu używalności w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Był to wielki wyczyn na tamte lata.

Studniówka 1976.  Klasa Pani Profesor Wadowskiej, która również uczestniczyła w renowacji ogrodu włoskiego.  Profesor Anna Bielska obok Profesor Wadowskiej.

Szczegóły są dostępne we wspomnieniach Dyrektora, więc nie będę ich tu powtarzać. Dodam tylko, że poparcie Rady Państwa było dzięki znajomości z Józefem Cyrankiewiczem zawartej w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Warto wiedzieć, że Dyrektor Szadurski był uczciwym, szczerym i skromnym człowiekiem. Na kwaterę wybrał dla siebie mały pokoik w wieżyczce, a wszystkie mieszkania oddał pracownikom.

Dyrektor nie krył się ze swoimi poglądami. Przyjaźnił się z henrykowskim proboszczem, księdzem Komasą, który oficjalnie go odwiedzał, maszerując przez pałacowe korytarze w sutannie. Co więcej, Dyrektor nigdy nie należał do Partii i kiedy miał odwiedziny władz partyjnych, na powitanie pytał: „Do mnie czy po mnie?” Było to oczywiście dla nich irytujące, ale nie mogli nic zrobić dopóki istniał „parasol ochronny” w osobie Cyrankiewicza. Sytuacja zmieniła się w marcu 1972 roku, kiedy funkcję przewodniczącego Rady Państwa przejął Henryk Jabłoński. Dyrektor pisze w swoich wspomnieniach, że wrogów wyhodował sobie sam. Jest już za późno na analizy kim byli owi wrogowie, ale pewne jest, że przystąpili do działania właśnie w tym czasie.

21 marca 1972 cała szkoła poszła na wagary. Przypuszczam, że właśnie ten dzień miała na myśli Pani Profesor Trawińska. Nie byłoby nic dziwnego w tych wagarach, gdyby nie fakt, że właśnie w tym dniu odbyła się wizytacja z Wrocławia.

Według wspomnień jednej z uczennic sytuacja wyglądała następująco:

Dyrektora wszyscy szanowali, tylko to była wiosna i ktoś rzucił pocztą pantoflową żeby wziąć więcej chleba ze stołówki i każdy w garści miał kilka kromek i pójdziemy na wagary, gdzieś na jakieś górki.”

Zwykłe wagary z okazji Pierwszego Dnia Wiosny zostały wykorzystane do pokazania, że Dyrektor sobie nie radzi z dyscypliną i że uczniowie strajkują z powodu złego wyżywienia, ponieważ zabrali chleb ze stołówki. Były nawet sugestie, że był to strajk polityczny.

Dyrektor Szadurski został zmuszony do odejścia, a dyrektor pedagogiczny musiał zrezygnować ze swojej funkcji. Na ich stanowiska powołano osoby zasłużone dla Partii- Władysława Szklarza jako dyrektora naczelnego i Mariana Patelę jako dyrektora pedagogicznego.

Ich zadaniem było, między innymi, pokazanie, że Partia lepiej sobie radzi na kierowniczych stanowiskach. Szklarz miał wykształcenie rolnicze, nawet doktorat, ale wzbudzał strach wśród uczniów i pracowników. Pamiętam, że jedną z pierwszych rzeczy, które zrobił, było umiejscowienie w biurze księgowej olbrzymiego prywatnego księgozbioru rosyjskich i radzieckich pisarzy w oryginalnym języku. Tak jakby chciał dać jasno do zrozumienia gdzie leży jego lojalność. Natychmiast przejął dla siebie jedno z mieszkań, chociaż najczęściej przebywał w pokoju w wieżyczce, a mieszkanie było przeważnie puste.

Jak pisze uczennica technikum z tamtych lat: „Zaczął się horror ze Szklarzem. Jak ktoś wybierał się do Henrykowa to on stał we wieżyczce i kazał nam wracać i pytał po co, kto i dlaczego wychodzimy z internatu.”

Nie jestem pewna czy Patela miał jakiekolwiek wykształcenie, ale według wspomnień mojej mamy, Profesor Anny Bielskiej, Patela brak odpowiedniego wykształcenia nadrabiał gorliwością. Idzi wspomina jak Patela śledził uczniów i obserwował ich przez lornetkę. Nauczycielom też utrudniał życie.

Dla obu dyrektorów dzień 21 marca 1973 był swoistego rodzaju testem. Dzięki klasie Idziego, która dzielnie wyruszyła na wagary, prawdopodobnie nie mając pojęcia o zdarzeniach sprzed roku, test ten nie został zaliczony i Patela musiał odejść. Nie wiem czy ktoś im za to podziękował. Jeżeli nie, to ja to teraz czynię.

Skutkiem ubocznym zaistniałej sytuacji były prace w ogrodzie włoskim zainicjowane przez wagarowiczów. Jednak nie pracowali oni tam sami. Patela spodziewał się, że akcja ta nie zakończy się sukcesem i będzie miał okazję ich ukarać. Dodatkowo wyznaczył dwie nauczycielki do pomocy: moją mamę, Profesor Annę Bielską oraz Profesor Jadwigę Polkowską. Wybór nie był przypadkowy. Panie te nie należały do Partii i nie było najmniejszych szans, żeby kiedykolwiek przyjęły zaproszenie dołączenia w jej szeregi. Moja mama straciła ojca w Katyniu, a Profesor Polkowska była łączniczką w Powstaniu Warszawskim i działała w AK. Przypuszczam, że Patela planował pozbyć się w ten sposób „niewygodnych” nauczycielek.

Brak przynależności do Partii nie był przeszkodą w traktowaniu całej akcji jako „prac społecznych”, więc ani moja mama ani Profesor Polkowska nie otrzymały żadnego wynagrodzenia ani nawet podziękowania. Nikogo nie obchodziło też, że Profesor Anna Bielska miała małe dziecko, które było bez opieki, kiedy ona pracowała w ogrodzie włoskim. Na szczęście moja babcia uratowała sytuację.

Pamiętam jak moja mama chodziła do ogrodu włoskiego po lekcjach i pracowała razem z młodzieżą. Przychodziła do domu bardzo zmęczona, ale też dumna z osiągnięć. Mówiła jak bardzo podziwiała uczniów, którzy podjęli się tego, gigantycznego wręcz, wyzwania. W niedziele zabierała mnie, małą wtedy, kilkuletnią dziewczynkę, na obchód. Obserwowałam zmiany i osiągnięcia. Pamiętam jak moja mama dyskutowała z Panem Bartkiem Grochowskim na temat środkowego tarasu i jego sugestię, żeby zrobić trójkątne rabatki różane. I taki właśnie wzór został zaakceptowany i wprowadzony w życie. Pamiętam też wizytę u proboszcza, który udostępnił nam wielki olejny obraz przedstawiający ogród włoski z czasów Weimarów. Na jego podstawie moja mama wybrała wzór żywopłotu z bukszpanu na górny taras.

Akcja w ogrodzie włoskim zakończyła się wielkim sukcesem i Profesor Anna Bielska zawsze wspominała ją jako jedno z najważniejszych osiągnięć, w których brała udział.

MBW

Jeden komentarz on Niektóre lustra mają trzy strony

    admin
    03/03/2022

    Wymieniłaś mnie z imienia i nazwiska dlatego pozwolę sobie na odniesienie się do tej części Twoich wspomnień mówiącej o tarasach.
    Nie kwestionuję zaangażowania czy też skierowania pani Anny Bielskiej i Jadwigi Polkowskiej do nadzorowania / koordynowania prac na tarasach, tylko ten nadzór nie dotyczy prac wykonywanych przez nasz rocznik w okresie kwiecień 1973 – maj 1974 r. Pewne sprawy uzgadnialiśmy bezpośrednio z panem dyrektorem Władysławem Szklarzem, który upoważnił pana Blicharczyka do udostępniania nam ciągnika. W swoich wspomnieniach piszesz o sadzeniu róż na drugim tarasie, ale my tego nie robiliśmy. W moim tekście o drugim tarasie jedynie wspomniałem. Ten teren tylko posprzątaliśmy ze śmieci i usunęliśmy kilka krzaków.
    Na tej podstawie uważam, że w swoim wspomnieniu opisujesz kontynuację prac przez późniejsze roczniki.
    Pozdrawiam!
    Idzi Przybyłek

    Odpowiedz Anuluj odpowiedź