Jak powszechnie wiadomo, absolwenci PSNR w Henrykowie mają kolegów w całym kraju. Osobiście nieraz z tego korzystałem, wstępując do kogoś po drodze. Sprzyjały temu okoliczności tzn. fakt, że z miejsca gdzie mieszkam muszę jechać do Sejn przez całą Polskę. Kawa na trasie pita w towarzystwie Henrykusa to atrakcja większa niż posiłek w Mc Donaldzie.
W roku 1994 na drodze ze Wschowy do Sejn stanęła Łęczyca. Przypomniałem sobie, że oprócz bajkowego diabła mieszka tam nasz kolega Lech Pawłowski. W latach wspólnej nauki tworzył zabawny duet z Jankiem Pawlakiem, który był również z tych okolic. W sytuacjach towarzyskich w internacie obaj nakręcali się nawzajem bawiąc przy tym kolegów.
Mając adres zapisany jeszcze w czasach nauki, zaryzykowałem niezapowiedzianą wizytę, licząc, że po szkole Lech wrócił do tego samego domu. No i udało się. Zastałem kolegę w domu, a nawet zostałem u niego na noc. Poznałem tam żonę Lecha, Bożenę i ich córkę Aleksandrę, która udzielała się na niwie sportowej.
Lech był już wtedy po przejściach zdrowotnych, na rencie i nie pracował w wyuczonym zawodzie.
W sumie odwiedziłem go dwa razy, ale potem relację się rozluźniły. Do Warszawy jeździłem autostradą i Łęczyca nie była po drodze.
Lech nie pojawił się na żadnym zjeździe absolwentów i nikt nie wspominał, że miał z nim osobisty kontakt. Pozostało kilka zdjęć i wspomnienia.
ASz