Rydze znam z lat dziecięcych, kiedy zbierałem je w lasach pod Sejnami. Po latach ponownie widywałem je w Wałdowie (niektórzy mówią „w Grądzieniu”) u Joli i Jurka Bruskich. Najwięcej rydzów nazbieraliśmy w roku 2011 czego świadkami było wielu Henrykusów. Pisałem już o tym na tej stronie, pokazywałem fotki z wielką patelnią. W tym roku razem z żoną postanowiliśmy rydzowe emocje odświeżyć. 11 października ruszyliśmy w trasę.
Zbliżając się do Miastka na terenach leśnych widzieliśmy dużo zaparkowanych samochodów, co wskazywało na obfitość grzybów. Złudnie, jak się potem okazało.

W domu naszych starych przyjaciół zastaliśmy Janusza Krupę, kolegę z młodszego rocznika, który mieszkając niedaleko Miastka odwiedza Bruskich od czasu do czasu, częściej niż ktoś inny. Tym samym zrobił się mały zlot czterech Henrykusów. Jurek już na pierwszą kolację przygotował nam- oczywiście- rydze. W kolejnych dniach ten gastronomiczny repertuar powtarzał. Chcąc sprawdzić jak rydze rosną w znanych nam już miejscach, wybraliśmy się do pobliskiego lasku. I tu zaskoczenie! Udało się znaleźć ledwie kilka sztuk, o których później nie do końca szczerze Jurek opowiadał, że wypełniły patelnię. Skąd brał grzyby na nasze kolacje, nadal nie wiem.

W trakcie kilkudniowego pobytu, przebiegającego przy kiepskiej pogodzie, nagadaliśmy się za wszystkie czasy, przeczytaliśmy wszystkie wpisy w kronice gospodarstwa agroturystycznego Bruskich.
Zupełnie przypadkowo spotkaliśmy się z rodziną Andrzeja Bruskiego, syna Joli i Jurka, który mieszka pół godziny drogi od rodziców i w jesienne przedpołudnie wpadł do nich na kawę.


Kiedy nie padało zrobiliśmy spacer po miasteczku Miastku, nie omijając ulicy Mickiewicza, z której prawie 50 lat temu Jurek Bruski – miastowy- ruszył na wieś.




Przed powrotem do domu chcieliśmy jeszcze zaliczyć prawdziwe grzybobranie. Jurek zawiózł nas w „pewne” miejsce, ale poza obiektami pięknej do fotografowania przyrody, nic nie upolowaliśmy. Niemniej wizytę uznajemy za owocną, w rozmowy i wspomnienia. Polecamy to również innym.







Andrzej i Aldona Szczudłowie