Licznik odwiedzin:
N/A

Major- jasnowidz

Kiedyś, chyba jeszcze jesienią 1976 roku, do PSNR w Henrykowie dotarła wiadomość, że Centrala Nasienna, bodajże z Ząbkowic Śląskich organizuje wycieczkę do Leningradu i poszukuje chętnych do wyjazdu. Jak można było się domyślać, w tamtych czasach pracownicy Central Nasiennych nie byli najlepiej opłacanymi pracownikami, więc do takiego wyjazdu chętnych brakowało. Dlatego ktoś wpadł na pomysł, że może do składu wycieczki będą mieli ochotę dołączyć uczniowie PSNR?

Stanisław Bednarski podczas spotkania zjazdowego w 2012 roku

Zawsze lubiłem geografię i historię, więc pomyślałem, że taki wyjazd byłby dla mnie wielkim wydarzeniem. Wpłaciłem pieniądze i zacząłem załatwiać dokumenty.

Tak się składało, że urodziłem się na Kujawach, w okolicach Kruszwicy, więc zaświadczenie z Powiatowej Komendy Milicji Obywatelskiej musiałem osobiście załatwić w Inowrocławiu. Kiedy nadeszły ferie zimowe, wziąłem papierek ze szkoły i niewiele go oglądając, wsiadłem do pociągu relacji Henryków -Wrocław, dalej do Inowrocławia i już autobusem do rodzinnego domu. Ostatniego dnia ferii spakowałem już wszystkie rzeczy potrzebne do mojej zimowej wyprawy do zimnego bieguna dawnego Związku Radzieckiego. Wyliczyłem sobie, że do Inowrocławia dojadę autobusem, a tam udam się na posterunek Milicji Obywatelskiej , gdzie załatwię moją sprawę. Następnie pójdę na dworzec PKP i w drogę do Wrocławia, skąd dalej już prosto do Henrykowa. Pociąg odchodził wieczorem, więc pomyślałem, że załatwię sprawę w pięć minut i dalej w drogę. Komenda Milicji znajdowała się w centrum miasta Inowrocławia, więc kiedy tam dotarłem, było już blisko godziny 15. Załatwię sprawę i spadam na pociąg, planowałem. Zachodzę do urzędu, ciemny korytarz, szukam odpowiedniego miejsca, gdzie zajmują się ewidencją ludności. Pukam do drzwi, zza których słyszę, „– Co wam jest potrzebne obywatelu?”. – Ja, wie pani, chciałem jechać do Związku Radzieckiego i potrzebuję zaświadczenie o niekaralności, aby otrzymać wizę do Kraju Rad. Podaję pani kartkę, którą otrzymałem ze szkoły i wtedy uświadamiam sobie, że oczywiście to szkoła powinna najpierw tę kartkę podstemplować i powiedzieć mi, że „teraz z tym dokumentem pójdziesz pan na milicję”. Pani na komisariacie patrzy na kartkę i znowu na mnie i prawie zaczyna krzyczeć; „- Z czym ty człowieku przyszedłeś! To jest nic niewarty świstek papieru, bo tu brak jest pieczęci ze szkoły!”. Ma się rozumieć – szkoła w pierwszym rzędzie zezwala na taki wyjazd, a milicja sprawdza, czy nie byłem karany. Stanąłem jak wryty, pełen najgorszych przeczuć. To oczywiście nici z mojego wyjazdu! Nie tylko wyjazd, ale i pieniądze już zapewne przepadły! Nie ma możliwości przyjechania ponownie, bo wyjazd z domu do Henrykowa to, w moim przypadku, jak wyjazd zagranicę. Jedynie dwa razy w roku szkolnym mogłem sobie pozwolić na taką podróż; na święta i na koniec roku.

Pani w okienku dobiła mnie, mówiąc, że nie mam szans na pozytywne załatwienie mojej sprawy. Bez szkolnej pieczątki nic nie wyjdzie z planów mojego wyjazdu do miasta bohaterów, jakim był Leningrad „Gorod Gieroj”- miasto bohater, jak je nazywali Rosjanie. „-Idź pan do szkoły, załatw pieczątkę i przyjdź pan jutro”- burknęła pani. Jutro to będzie futro, pomyślałem sobie, i wyszedłem. Wiedziałem, że to jest niemożliwe, bo ja obecnie nie mieszkam w okolicy Kruszwicy, ale na drugim końcu Polski! Więc ponowny przyjazd był oczywiście niemożliwy. Wyszedłem na ten sam ciemny korytarz i szukałem miejsca, gdzie by można było usiąść i ochłonąć. Co za pech- chodziło mi po głowie. Znalazłem w głębi korytarza jakieś miejsce i siedzę zachodząc w głowę co z tym fantem zrobić? Może jest ktoś tutaj w mieście, kto może mi pomóc? W emocjach nawet nie zdałem sobie sprawy, że w tych ciemnościach usiadłem koło drzwi z napisem „Wydział kryminalny”. Siedząc tak musiałem mieć taką minę, jakbym czekał na wyrok co najmniej 10 lat do odsiadki we Wronkach. Ocknąłem się kiedy z pokoju wyszedł milicjant w cywilu i wali do mnie prosto z mostu „- Z jakiego paragrafu jesteście skazani i na ile?”.Tutaj puściły mi już wszystkie hamulce – ja, proszę obywatela – nie znałem jego stopnia, więc nie wiedziałem jak jego tytułować, więc resztką sił wykrztusiłem – jestem niewinny. „- Każdy tak mówi, kto tu przychodzi”- usłyszałem. „- Mówcie, bo już prawie trzecia i na dzisiaj koniec. Wejdźcie do środka!” Musiałem wyglądać jak ściana, bo milicjant zaczął kumać, że taki dzieciak po wąsem to chyba żaden inowrocławski żulik! – Ja, proszę pana, pochodzę z okolicy Kruszwicy, i dziś miałem zamiar jechać dalej pociągiem do Wrocławia i dalej do szkoły i już nie będę miał możliwości załatwienia tego dokumentu na wyjazd do Leningradu. Milicjant zaczął macać się po kieszeniach, więc pomyślałem, że szuka dla mnie kajdanek. Ale nie, akurat znalazł takie małe kwadratowe, metalowe pudełeczko. W środku, jak się domyśliłem, nie było kajdanek, ale jego osobista pieczątka.

Otworzył pudełeczko, chuchnął na pieczątkę. Wziął ode mnie kartkę i opierając ją na kolanie przyłożył pieczątką na moim dokumencie. „- Zmykaj do okienka– powiedział, – bo już piętnasta i zaraz zamykamy.” Ja znowu odzyskałem moce – spojrzałem na magiczną pieczątkę i zobaczyłem, że ten miły pan to nie kto inny ale major milicji obywatelskiej. Obywatelu majorze, chciałem zapytać – niech mi pan wyjaśni, nawet pan nie zapytał się mnie o jaką szkołę chodzi? Ja nawet nie zdążyłem powiedzieć jak się nazywam, a pan zrobił mi taką miłą przysługę. „- Ja wiem o jaką szkołę chodzi! Znam to miejsce!” i uśmiechnął się od ucha do ucha. „– Bo moja żona chodziła w Henrykowie do szkoły”. Wszedłem do pokoju, a pani spojrzała na zegar, co oznaczało, że dziś już za późno. Kiedy jednak podsunąłem jej karteczkę z pieczątką i podpisem obywatela majora, trochę zbladła i prawie zaniemówiła. Bach- bach i jest pieczątka! „– Może pan jechać, wszystko załatwione”.

Zapewne pomyślała sobie, że z „ziomalem” pana majora lepiej nie zadzierać.

Leningrad. Od lewej; Zofia Wawer, Stanisław Bednarski, Iwona Wiatr, Marzena Sarapata.

W lutym 1977 roku pojechaliśmy pociągiem do Leningradu. Kontrole graniczne, druty kolczaste na granicy, wymiana podwozia z wąskich na szersze, ruskie tory itp.

Drugi dzień zjazdu – spotkanie w Budzowie u Olewiczów. S.Bednarski z prawej.

Domyślać się można, że pan major znalazł w Henrykowie skarb swojego życia. Szkoła była nie tylko zapleczem kadr dla nasiennictwa, ale też zagłębiem dobrego materiału na przyszłe żony. Skoro jesteś z Henrykowa to nie mam pytań – pewnie pomyślał major. Stamtąd przecież była jego żona. Skoro był majorem milicji to nie był już taki młody, więc zapewne jeszcze miło wspominał czasy kiedy „wyhaczył” swój henrykowski skarb. Skoro jesteś swój, czyli nasz człowiek to możesz jechać do Związku Radzieckiego. Legenda głosi, że w Noc Wigilijną nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem. Tym razem, chociaż to nie była wigilia, pan major przemówił do mnie jak człowiek. Po latach śmiało mogę powiedzieć, że to jednak zapewne był milicyjny jasnowidz.

Wspomina Stanisław Bednarski

Absolwent PSNR 1975-1977

Brak komentarzy on Major- jasnowidz

    Zostaw komentarz