Licznik odwiedzin:
N/A

Spotkałem „Myszkę” w pociągu do Wiednia

Z cyklu; Opowieści Sławoja

W swojej opowieści pt. „Zwarcie kogutów”– wspomniałem o przypadkowym spotkaniu z „Myszką” w pociągu do Wiednia. Faktycznie był to przypadek, pominąłem jednak, żeby nie zamazać istoty tamtej opowiastki, szczegóły tego spotkania, które teraz opiszę. Fotki są sprzed 30 i 50 lat, dlatego słaba jakość.

Po skończeniu nauki w Henrykowie wyobrażałem sobie jednak nasze późniejsze spotkanie z Myszką, umiejscowione na jakimś dworcu kolejowym. Myśli te były na tyle częste, że wracały kilka razy w snach.

Była końcówka lat 80. Trwała transformacja, ogólna zmiana systemu w Polsce. Każdy próbował czymś się zająć. Ja upatrywałem swojej szansy w handlu towarami i samochodami z Zachodu. Przywoziłem je z Austrii i sprzedawałem w Polsce. Do Wiednia jeździłem często, przynajmniej raz w tygodniu. Wyjeżdżałem z Warszawy Centralnej wieczorem.

Sławoj Misiewicz. Fot. archiwum autora

Rano byłem w Wiedniu, następnego dnia byłem w Warszawie. Trasa do Wiednia nie była bezpieczna.

Od dworca W-wa Wschodnia grasowała w pociągu grupa złodziei – ”krawcy prascy”, która okradała wsiadających, harcowali na odcinku do W-wy Centralnej. Działali szybko, najczęściej rozpoznając i typując podróżnych już na Dworcu Wschodnim. Wiadomo reisefieber, ferwor podróżny, nerwy, pożegnania przed podróżą… Wysiadali z łupem na Centralnym. Ja wsiadałem na Centralnym, żeby uniknąć takich zdarzeń. Po kilku kilometrach na korytarzu słychać było krzyki okradzionych, którzy już wiedzieli, że do Wiednia nie dojadą. Następny postój był w Zawierciu. Tu wsiadała grupa śląskich złodziei – „diby ślunskie”, którzy okradali na odcinku do Katowic. Metody mieli różne. Od okradania wsiadających na peronach do kradzieży w wagonach w czasie jazdy. Ta pierwsza metoda, którą widziałem, polegała na „uprzejmej pomocy”. To nie były dzisiejsze czasy, nawet pociąg do Wiednia po trasie przyjmował dużo pasażerów, często bagaż był podawany przez okno. „Uprzejmy” stawał obok kogoś, najczęściej kobiety, na peronie, nawiązywał krótką rozmowę, o czymkolwiek, dopytując o cel podróży, a po podjeździe składu proponował pomoc przy podaniu bagażu przez okno. Pani wchodziła do przedziału, a „uprzejmy” czmychał z bagażem w przejście podziemne. Pani nie miała już z czym ani po co jechać do Wiednia. Idealnie było jeśli równocześnie ktoś na peronie wszczynał awanturę, że go okradli. Po kilku obserwacjach takich przypadków, zauważyłem, że ten okradziony krzykacz zwykle znajdował to co niby mu zginęło i się ulatniał. Dało mi to pewność, że z „uprzejmym” byli z tej samej szajki. Działało to również w drodze powrotnej. Wsiadali w Katowicach, wysiadali w Zawierciu. Kolejna ekipa wsiadała na Centralnym, wysiadała z łupami na Wschodnim. Polskie grupy, niestety, również tak działały w Wiedniu czy w Budapeszcie.

Jeśli chciałeś w pociągu się nie dać okraść, musiałeś znać ich złodziejski system działania. Żelazna zasada – nie jedź sam w przedziale. Ostrzeżony – uzbrojony.

Warszawa Centralna – Wien. Szukam przedziału z kilkoma podróżnymi. Jest. Będzie bezpieczniej. Na rozmowach szybko mija czas. Katowice. Dosiadają się dwie panie, obie bez bagaży. Starsza i młodsza. Niezbyt rozmowne. Ostrożne, Jadą do St. Pulten. Torebki ściśle przy sobie. Wiadomo, po towar. Starsza przyciszonym głosem zwraca się do młodszej po imieniu. Po tym imieniu! – stwierdzam w duchu. Imię. To imię. Włączyło mi wspomnienia. Ciary po całym ciele. Czyżby?

Delikatnie zaczynam obserwować, wielkość ta, wiek ten, szczegóły anatomiczne – górna szczęka wysunięta, ta. Bla, bla, bla. Głos podobny. Spytałem o zawód. Po co to panu? Nalegam – sucha odpowiedź – „związany z rolnictwem”. Popatrzyłem na ręce i dalej sonduję, – „chyba z uspołecznionym?” Suche – „Centrala Nasienna”. O matko! Wiedziałem skąd „Myszka” trafiła do Henrykowa. Jak tu się dowiedzieć, która to „CN”? Zacząłem od swojego miejsca urodzenia – Szklarska Poręba, że „hej góórol ci jo góórol”. Usłyszałem „- to to samo województwo gdzie mieszkam”. Szok. Moja „Myszka”.

Delikatnie zaczynam obserwować, wielkość ta, wiek ten, szczegóły anatomiczne – górna szczęka wysunięta, ta. Bla, bla, bla. Głos podobny. Spytałem o zawód. Po co to panu? Nalegam – sucha odpowiedź – „związany z rolnictwem”. Popatrzyłem na ręce i dalej sonduję, – „chyba z uspołecznionym?” Suche – „Centrala Nasienna”. O matko! Wiedziałem skąd „Myszka” trafiła do Henrykowa. Jak tu się dowiedzieć, która to „CN”? Zacząłem od swojego miejsca urodzenia – Szklarska Poręba, że „hej góórol ci jo góórol”. Usłyszałem „- to to samo województwo gdzie mieszkam”. Szok. Moja „Myszka”.

Musiałem wyjść na korytarz. Stałem i zerkałem do przedziału.

Starsza pani, jak się później okazało, koleżanka biznesowa, nie była zadowolona. Często coś szeptała „Myszce” do ucha. Chyba niezbyt pochlebnego pod moim adresem, bo coraz bardziej przyciskały swoje torebki do siebie. W końcu przewiesiły paski torebek przez głowę, przycisnęły do piersi, poprawiły sweterki i zgasiły światło.

Ja już miałem swój plan. Nie chciałem zgadywać na chybił trafił, bo pomimo, że miałem pewność, to jednak ryzyko pomyłki było. Wróciłem do przedziału, na swoje miejsce. Czułem swoją „Myszkę”. Może coś zjemy, trzeba zapalić światło. Zapalam wbrew niechęci współpasażerów. Nie ma spania, ani udawania, że się śpi. Jem, popijam, obserwuję. Zapach jedzenia (miałem kanapki z mocno przyprawionym kotletem mielonym) pobudza innych do sięgania po swoje przekąski. Próbuję poczęstować, nikt nie korzysta. „Cwaniaczek uśpić nas chce, nie z nami te numery, Bruner ty świnio”. Ogólne ucztowanie własnymi zapasami. Zaczynam trącanie rozmową, że Wrocław, że to, że tamto, że mieszkałem, itd.

Nawiązujemy leciutką rozmowę. Rozwijam wątek Wrocka. Skręcam w stronę okultyzmu, czary-mary. Temat się rozwija. Ogólne poruszenie, każdy coś ma do dodania, z reguły negatywnego. Proszę, żeby mi pokazała rękę. Nie chciała podać. Nalegałem. Ale po co? Nie ustępowałem. Pokazała z daleka. Wyczytam z niej pani dane. Jakie dane? Imię i może uda mi się nazwisko. Ciekawe– z kpinką w głosie. Przecież nic pani nie grozi. Podała mi rękę.

Ciary na całym ciele. To musi być ONA. Patrzę w dłoń, dotykam palcami, ciary, ciary, ciary. Wymieniam JEJ imię. „Ale okultysta”- włączyła się kpiąco biznesowa koleżanka– „przecież mówiłam do niej po imieniu”. W przedziale atmosfera gęstnieje.

Cwaniaczek,/ … Bruner, ta świnia…/ pasażerkę urabia. Powiem pani nazwisko, wypalam. Tak, no to proszę powiedzieć. Znowu chcę rękę. Patrzę jak wrona w gnat, przecież nic tam nie widzę. Nazwisko na sześć liter, wypalam. Nie zgadł pan- to kpi koleżanka. Upieram się. Szepty. Konsternacja (musi być mężatką). Mogę jedynie powiedzieć litery pani rodowego nazwisko, dalej się upieram. To niech pan powie. Poprosiłem żeby litery zapisywała starsza koleżanka. Podaję jedną literę; „L”. Nie ma takiej w jej nazwisku– to koleżanka biznesowa. Patrzę w rękę. Ale, mówię, wg łacińskich liter! Upieram się- a w łacinie nie ma polskich liter, może to „Ł”?

Przyznała, że jest taka litera w nazwisku. Podaję następną. Niedowierzanie. Podaję wszystkie w różnej kolejności. Konsultują. Kombinują. Ułożyły. Zgadza się– panieńskie nazwisko. Tak się spodobało, że następne były chętne do wróżenia z ręki. Mój autorytet maga rósł.

Wykręciłem się, że jestem zmęczony, że nie mogę tak dużo. Gorąca dyskusja długo trwała. Jakoś namówiłem „Myszkę” do wyjścia na korytarz i przyznałem się do wszystkiego. Trochę się dąsała, ale tylko chwilę. Ku przerażeniu i braku aprobaty koleżanki biznesowej padliśmy sobie w objęcia. Wspomnienia wzięły górę.

Wbrew gorącym sprzeciwom koleżanki i zgorszonym spojrzeniom współpasażerów, którzy patrzyli na to z mieszanymi uczuciami, przegadaliśmy na korytarzu resztę podróży. Wymieniliśmy adresy. Obiecała, że nic nie powie koleżance. Przynajmniej w pociągu. Współpasażerowie chyba niezbyt pochlebnie nas oceniali. Podobnie jak przed laty nas – nasz rocznik w Henrykowie. Teraz już nam to nie przeszkadzało.

Spotkaliśmy się jeszcze jeden raz w miejscowości, w której mieszkała i pracowała w Centrali Nasiennej. Od tamtego czasu usiłuję Ją odnaleźć. Bezskutecznie. Podobno jest gdzieś w Niemczech. W TVP1 aktualnie emitują serial „Wojenne Dziewczyny”, jedna z dziewczyn z wyglądu, zachowań i z podobnym zgryzem jest łudząco podobna do „Myszki…

Jeśli to czytasz, to gorąco Cię pozdrawiam „Myszko” i proszę o komentarz.

Mnie na szczęście nigdy nie okradli, chociaż innym razem było groźnie- wracałem kolejny raz z Wiednia, w Katowicach pociąg się wyludnił, w całym wagonie tylko w dwóch przedziałach trzy osoby. W jednym ja, w drugim jakaś młoda para. Od Katowic po korytarzu przemykają zaciekawione półkami bagażowymi postacie. Zaciekawiła ich moja samotna osoba i moje bagaże. Przeszli, wracają, znowu lukają. Po ich drugiej wzrokowej penetracji postanowiłem się dosiąść do przedziału młodej parki. Zebrałem w popłochu bagaże i idę. Ich przedział zamknięty. Zasłonki zaciągnięte. Na pukanie, szarpanie za drzwi nie reagują. Nie chcą mnie wpuścić. Stoję z bagażami na korytarzu. W przejściu między wagonami widzę „diby ślunskie”. Idą w większej grupie. Jestem dla nich idealnym celem. W podróż jestem przygotowany na otwieranie zamkniętego przedziału, mam kolejarski klucz zdobyty kiedyś za pół litra od konduktora. Opłacalna inwestycja się zwraca. Otwieram, wchodzę i szybko zamykam za sobą drzwi. Szarpanie za drzwi, bluzgi. Stoję w przedziale na zamkniętych drzwiach, nie ma gdzie nogi postawić bo fotele rozłożone w duże łoże, na które rzucam swoje bagaże. Młodzi zrywają się z niego w popłochu. Nerwowe szukanie odziewku, jazgot, że zajęte, jak tak można, inwektywy o takich co to wstyd takim handlem Polsce przynoszą. To o mnie. Nie wiadomo kto większy wstyd przynosi migdaląc się w pociągu, to ja o nich. Awantura narasta, uspokoili się dopiero po moim stwierdzeniu, że mogę konduktora lub sokistów w Zawierciu powiadomić co się w przedziale wyrabiało, a koszty mandatu plus dezynfekcji wysokie. Rozpakowałem bagaże na półki. Oni się ubrali. Miło nie było. Dowiozłem bagaże do Warszawy. Rozstaliśmy się w napiętej atmosferze wzajemnego niezrozumienia.

Sławoj Misiewicz

Brak komentarzy on Spotkałem „Myszkę” w pociągu do Wiednia

    Zostaw komentarz