Od lat Henrykusy z mojego rocznika i sąsiednich spotykali się w różnym czasie i miejscach. Decydując się na takie spotkania, organizatorzy szukali równych rocznic ukończenia szkoły i standardem było rozpoczynanie imprezy od spotkania w Henrykowie, naszej mekkce. Z czasem równe daty nie były już tak ważne, a miejsca spotkań bardziej oddalone od Henrykowa. Komplet osób chcących się spotkać był ugruntowany, czasem tylko pojawiał się ktoś nowy. Zwykle w wieczornych Polaków rozmowach na spotkaniu omawiano losy różnych znajomych. Były też luki w wiadomościach, bo niektórzy nigdy na zjazd nie przybyli. Do takich osób należy też powszechnie lubiany w szkole koleś Antoni Brzenska, który po zakończeniu nauki w PSNR, w 1975 roku zaszył się w swoich rodzinnych stronach pod Olesnem. Nie utrzymywał kontaktu z nikim z klasy. Mimo tego, koledzy się nie poddawali. W końcu kilka lat temu namierzyli go telefonicznie, a ostatnio osobiście.
Do Brzeźnicy, gdzie nasz Antek mieszka, zjazd gwiaździsty zorganizowali Tadeusz, Jurek i Andrzej. Tadeusz Wolański dotarł spod Oławy, Andrzej Kłaptocz z Czechowic Dziedzic, a Jurek Bruski aż spod Miastka. Warto dodać, że najbardziej chyba zaawansowany w utrzymywaniu kontaktów henrykowskich, Jurek Bruski po drodze pod Olesno zahaczył o Wschowę. Przyjechał do nas z żoną Jolantą znaną Henrykusom jako Jaroszewska. Jurek wziął sobie żonę ze szkoły i być może jest to powód jego nadzwyczajnej wdzięczności henrykowskiej Alma Mater.
Spotkanie u Antka Brzenski odbyło się w czwartek, 3 września. Jego uczestnicy dowiedzieli się, że gospodarz jest wdowcem i ma jedną córkę. Być może pojawi się na którymś z najbliższych zjazdów.
Andrzej Szczudło