Piosenki rajdowe

Słuchacze szkół policealnych przybywali do Henrykowa z całej Polski. Przywozili ze sobą różne nieco zwyczaje, także odmienne nieraz piosenki. Takim przykładem rajdowego przeboju była ludowa piosenka o kozie śpiewana przez chłopaka z Kaszub Rajmunda Janka. Usłyszałem ją już na pierwszym rajdzie na Śnieżnik ze starszym rocznikiem. Potem jeszcze wielokrotnie, kiedy udzielałem się w harcerstwie, gdzie Rajmund Jank i Zenek Kowalczyk byli prawie „generałami ZHP”.

Przy ognisku śpiewało się piosenki partyzanckie, które mimowolnie przyswajaliśmy od naszych rodziców. Modne były refleksyjne ballady Bułata Okudżawy. Nie zabrakło także piosenek frywolnych takich jak o tym, że „Jechała pani z panem aeroplanem…”

Na Zjeździe w Ziębicach teksty piosenek trzeba było sobie przypomnieć.

Ze smutkiem stwierdzam, że nie zaszczepiłem Henrykusom żadnej piosenki z mojego regionu, z Suwalszczyzny, pewnie dlatego że nic stosownego nie przyszło mi do głowy. Nie znałem ludowych piosenek z północno- wschodniej Polski, być może ze względu na fakt, że nie był to region wyraźnie odmienny od reszty Polski, który wytworzył swoistą kulturę. Jeszcze przed przybyciem do Henrykowa, na obozie wędrownym po Ziemi Lubuskiej, którego uczestnikiem byłem jako licealista od kolegi nauczyłem się litewskiej piosenki o zającu biegnącym przez klepisko. Biorąc pod uwagę jej frywolną treść, nadawała się na rajdy, ale wtedy nie pamiętałem o niej.

W końcowym okresie śpiewaliśmy nasz hymn henrykowski „My murzyni z Henrykowa”.

A co o śpiewaniu w Henrykowie powiedzą inni? Czekam na komentarze.

A.Sz.

Wyszukiwarka na stronie

Z radością informuję odwiedzających stronę henrykusy.pl że została uruchomiona wyszukiwarka tekstów. W okienko w górnym menu strony należy wpisać słowo kluczowe i wtedy pojawią się teksty z nim skojarzone.

Uruchomienie nowej funkcjonalności zmusi mnie do bardziej precyzyjnego dodawania słów kluczowych dla poszczególnych tekstów.

Zachęcam do wypróbowania nowej funkcji.

Andrzej Szczudło

Rozliczenie zrzutki

W połowie grudnia 2022 roku uruchomiłem oficjalną zrzutkę na rzecz prowadzenia strony henrykusy.pl Po kilku miesiącach jej trwania zbieranie funduszy zostało oficjalnie zakończone, zgodnie z regulaminem strony zrzutka.pl Dzięki wpłatom 12 osób udało się zebrać 840 złotych czyli wykonać 43% założonego na wstępie planu, który zakładał zgromadzenie kwoty 2000 zł. `

Na zjeździe absolwentów w Trzemesznie, w dniach 5- 6 czerwca 2023 r. temat wsparcia naszej strony internetowej wrócił i do kapelusza zebrano 1040 złotych. Doszło do tego 50 zł wpłacone jeszcze na konto zrzutki. Tym samym po dodaniu tej kwoty do pierwotnie zebranej w Internecie, cel został osiągnięty (1960 zł).

Dziękuję wszystkim ofiarodawcom za wpłaty i upewnienie redakcji, że wysiłek wkładany w prowadzenie strony ma sens i spełnia oczekiwania absolwentów naszych szkół henrykowskich.

Andrzej Szczudło

Władek pod moim oknem

Dyrektor naszej szkoły, Władysław Szklarz znany był z tego, że lubił pojawiać się niespodziewanie w różnych miejscach, również w naszym internacie w Henrykowie. Hasło „Władek idzie” działało na wyobraźnię i oznaczało, że trzeba mieć się na baczności, a przede wszystkim chować grzałki.

Myśl zatytułowana „Władek idzie” zakiełkowała w mojej głowie jakieś 20 lat temu, kiedy miałem już za sobą kilkanaście lat pomieszkiwania we Wschowie. Zadomowiłem się tam, co oznacza, że w miejscu wybranym na życie wybudowałem dom. Jego fasada wychodzi na ulicę prawie podmiejską, która łączy miasto Wschowa ze wsią Przyczyna Górna.

Któregoś razu zauważyłem starszego pana dziarsko maszerującego w stronę Przyczyny Górnej. Na pierwszy rzut oka; wypisz, wymaluj Władek Szklarz! Ale skąd się wziął, dlaczego miałby tu być? Wprawdzie pracując od lat w tzw. ochronie roślin obyty byłem z terenem i znałem wielu Szklarzów z okolicy; z Siedlnicy, Dryżyny i innych wsi, ale czy to ktoś spokrewniony z naszym, trudno powiedzieć. Co prawda ktoś wspominał, że są krewnymi naszego dyrektora. Jednak co innego wiedzieć, a co innego zobaczyć na własne oczy. Kiedy więc ujrzałem starszego pana za oknem, uznałem że to ktoś tylko do niego podobny. Jednak jakiś czas później los a właściwie obowiązki inspektora PIORiN skierowały mnie do Konradowa. W czasie kontroli rolnika Tadeusza Panicza niespodziewanie wszystko się wyjaśniło. Kontrolowany przez nas rolnik okazał się dalszym krewnym dyrektora Szklarza. Nie tylko potwierdził, że nasz dyrektor bywa we Wschowie u krewnych, ale wydobył ze swojej biblioteczki książkę, której on był autorem. Było to obszerne opracowanie zawierające biogramy tysięcy Kresowian z terenu Buczacza i okolic. Sfotografowałem interesujące mnie strony i dzięki temu po latach mogłem zamieścić na naszej stronie biogram Władysława Szklarza, syna Szymona i Marii.

Przechodząc od moim oknem Władek najprawdopodobniej zmierzał do swojej siostry zamieszkałej w Przyczynie Górnej. Być może wtedy też odwiedził również grób swoich rodziców na cmentarzu parafialnym we Wschowie (foto poniżej).

Analizując „szklarzowe” wątki z okolicy przypomniałem sobie, że do tej rodziny przyznawali się także Baczyńscy z Siedlnicy, których kuzyn Adam Wąsik przez lata był głównym specjalistą ds. nasiennictwa w Głównym Inspektoracie PIORiN, moim najwyższym przełożonym z nasiennictwa. Miałem okazję spotkać go w 2011 r. na szkoleniu w Łukęcinie. W luźnej rozmowie opowiadał o genealogii rodziny Szklarzów.

Tak więc nie mam już wątpliwości, że Władysław Szklarz, nasz dyrektor z Henrykowa był mocno związany ze Wschową i okolicą, co było dla mnie zaskoczeniem.

Andrzej Szczudło