Okazuje się, że w szufladach domowych Henrykusów jest jeszcze sporo fotograficznych skarbów. Przekonał mnie o tym Andrzej Dominik, absolwent PSNR z 1976 roku. Znaliśmy się w szkole, chodziliśmy razem na rajdy, a teraz dzięki Halince Kruszewskiej odnowiliśmy znajomość.
ASz.
Maria Blicharczyk i Czesław Trawiński w gronie kolegów Andrzeja Dominika.Wychowawca rocznika Franciszek Bijoś.Prawie wszyscy z rocznika Andrzeja Dominika.Portal wejściowy.Andrzej Dominik w poczcie sztandarowym szkół henrykowskich.Tosiek Matczuk w akcji.Wacław Filar i Zosia Stolarczyk,Spotkanie towarzyskie.Tzw. Cebula w ogrodzie henrykowskim. Stan z lat 70.Poczet sztandarowy.Alina Grela, Franciszek Bijoś i Krzysztof Wójcikowski.Franciszek Bijoś.Właściciel kolekcji zdjęć Andrzej Dominik.Wyprowadzeni w pole.Na chybotliwym mostku.Dyrektor Władysław Szklarz.
Buszując na Facebooku namierzyłem Henrykusa, kolegę z mojego rocznika, który udziela się w chórze męskim seniorów pod nazwą BAS CANTO. Kolega nie uczestniczy w naszych zjazdach, z wyjątkiem pierwszego, więc jego wizerunek może być nieco odmienny od znanego sprzed lat.
Ogłaszam konkurs. Kto prawidłowo rozpozna naszego kolegę będzie miał prawo do publikacji dwóch własnych tekstów na naszej stronie (oczywiście po zaakceptowaniu przez Redaktora). Odpowiedzi proszę zamieszczać w komentarzach.
1 kwietnia wspomniałem o pomyśle zorganizowania zjazdu naszego rocznika na Teneryfie. Był to oczywisty żart primaaprilisowy, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby pokazać jak tam jest na wypadek gdyby ktoś zechciał brać pomysł na poważnie lub po prostu tam się wybrać. Faktycznie byliśmy tam z Bruskimi w 2011 roku. Mamy piękne wspomnienia i zdjęcia, którymi tutaj się dzielimy.
Na przystani wieczorem cisza i spokój.Mówili, że „będzie pan zadowolony”! I byłem!Jolanta również zadowolona.Któż jest bez wad…Dwóch takich co … byli razem na Teneryfie.Państwo B odpoczywają.Państwo Sz odpoczywają.Byłem blisko marzeń.Aldonka, moja żonka :).Dla leniwych turystów jest kolejka.Morze błękitne i plaża dostępna.Czekają na fotografa.Kwatery lokowane na zboczach góry.Fajny ptaszek; i piękny i duży.Treser orłów,Na szczęście nie są na wolności.Komfortowe warunki do wypoczynku.I kto jest wyższy?
Aniela była jedną z najweselszych koleżanek spotkanych w Henrykowie. Przekonałem się o tym wielokrotnie, również na licznych rajdach w pobliskie góry. Przy ognisku nieraz poświęcaliśmy jej osobny utwór z powszechnie znanym refrenem „Anieli grają…”. To cóż, że to kolęda! Nam to nie przeszkadzało.
Obserwując Anielę uznaliśmy w męskim internacie, że jest idealną kandydatką na żonę dla naszego ulubionego kolegi Tośka Ślipki. Swaty jednak nie wyszły. Nie wiemy czy zabrakło między nimi chemii czy nasza akcja była zbyt opieszała?
Po szkole Antoni szybko znalazł sobie żonę w ojczystych stronach, a Aniela również krótko pozostawała w stanie panieńskim.
Po odebraniu dyplomu PSNR Anielę spotkałem w grupie dziewcząt odrabiających praktykę wakacyjną w okolicach Wejherowa. Pisałem już o tym w osobnym poście.
Następne spotkanie zdarzyło się spontanicznie kiedy na Ziemi Leszczyńskiej odwiedził mnie Jurek Bruski, który do dziś przechwala się, że widział wszystkie moje lokalizacje po opuszczeniu szkoły i Sejn. Kiedy stanął w moim progu w Lesznie, uświadomił mi, że wcale niedaleko mieszka nasza ulubiona koleżanka Aniela. Bez zbędnej zwłoki wybraliśmy się do niej, do Wąsosza koło Góry Śląskiej. Pamiętam, że było już ciemno kiedy wspinaliśmy się po schodach ich starego domu. Kiedy na widok Anieli, jak przed laty, zaintonowaliśmy kolędę „Anieli grają…”, Aniela zbaraniała! Zaległa sekundowa cisza, a po niej wybuchy radości. Odezwała się dopiero po chwili wpadając nam w ramiona. W radosnym, sentymentalnym nastroju spędziliśmy wieczór.
Fotografie poniżej: Fot. 1 – Jurek Bruski, Aniela Kumaszka, Jola i Alinka Bruskie. Fot. 2- Andrzej Szczudło, J.Bruski z córką Alinką, Czesław Kumaszka. Fot. 3- Aniela, Jola, Jurek, Alina, Czesław).
Lata mijały, każdy z nas szedł własną drogą. Anielę zaprowadziła ona aż do Norwegii. Przez 11 lat mieszkała w jej stolicy, w Oslo. Wiedząc o tym, w obawie że nie zastanę na miejscu, nie próbowałem jej odwiedzać.
Specjalna okazja zdarzyła się w minionym miesiącu. Jako znany w okolicy genealog (sic!), zostałem poproszony do reprezentowania Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego we Wrocławiu na spotkaniu w Wąsoszu, inicjującym działalność Koła Genealogicznego KRESOWIAK. I chociaż spotkanie trwało dobre dwie godziny, znalazłem czas na odwiedziny Anieli.
Mieszka w tym samym domu, chociaż jest on radykalnie odnowiony. Widać tu fundusze norweskie. Anielę zastałem w trudnym momencie życia. W styczniu bieżącego roku po ciężkiej chorobie serca zmarł jej mąż Czesław. Niemniej na przywitanie był zapamiętany sprzed lat uśmiech i potem serdeczna rozmowa.
Aniela z Czesławem dochowała się dwóch synów, ale tylko jednej wnuczki. Bardzo ją rozumiałem, bo sam jestem w identycznej sytuacji.
Na najbliższy zjazd Henrykusów Aniela się nie wybiera, ale z optymizmem myśli o następnych. Chce nadrobić braki z przeszłości, bo ma za sobą udział tylko w jednym.