Jak wielu z nas, poza sentymentalnym wspominaniem o czasach w Henrykowie, mam inne sprawy. Mnie zajmuje genealogia, moje główne hobby. Ostatnie dwa lata jako genealog kręciłem się wokół gości z Ameryki. Szeroko opisuję to na swoim blogu. Z nadzieją, że zaciekawi to również Henrykusów udostępniam to również na naszej stronie.
Nasze zjazdy zwykle trwają dwa dni; pierwszy to przyjazd uczestników i wieczorne balety do białego (czasem) rana. Drugi dzień to lizanie ran po nocnych baletach i skruszony powrót do domu. Zjazdy w Srebrnej Górze miały nieco inny przebieg. Drugiego dnia towarzystwo było zapraszane na grillową biesiadę u Ewy i Andrzeja Olewiczów w nieodległym, urokliwie położonym Budzowie.
W roku 2015 część uczestników, a konkretnie dwie pary, Bruscy i Szczudłowie, postanowiły imprezę jeszcze bardziej przedłużyć i wybrały się do Pragi. Pierwszego dnia udało nam się dotrzeć do czeskiej stolicy i zainstalować w podmiejskim hotelu. Pamiętając o swoich wyczynach na rajdach w Sudety („Jak dobrze nam zdobywać góry i młodą piersią”) ruszyliśmy pieszo. Wydawało się, że w ten sposób więcej zobaczymy i bardziej skorzystamy z okazji do zwiedzania. Tak się jednak nie stało. Nie stało nam kondycji. Zmęczone panie legły na trawie i już nie chciały słyszeć o zwiedzaniu. Zmieniły zdanie dopiero po regeneracji piwnej. Dzięki temu wróciliśmy do naszego planu i „zaliczyliśmy” słynny Most Karola.
Następnego dnia już bez większych ambicji turystycznych wróciliśmy do kraju. Chyba trzeba będzie kiedyś znów pojechać.