Licznik odwiedzin:
N/A

Przywiało list…

W materiałach, które przed powstaniem bloga pozyskiwałem ze wszystkich dostępnych źródeł, znalazłem niepodpisany list. Nie wiem kto jest jego autorem, ale treść na tyle ciekawa, że zdecydowałem się go upublicznić i spodziewać się, że ktoś go skomentuje, a może nawet pomoże dotrzeć do autorki z pytaniem czy udało się jej dotrzymać przyrzeczenia z lat spędzonych w Henrykowie. Oto jego treść.

Przez okres pięciu lat jak chodzę do szkoły miałam wiele chwil smutnych i wesołych. Jedna ze smutniejszych chwil to był dzień 26 maja 1968 roku kiedy to koło LZS-u, do którego ja należałam organizowało zabawę. Jako członkini koła byłam wyznaczona do pomocy w organizowaniu owej zabawy. Kiedy zbliżała się godzina 1.30 doszedł do mnie głos, że przyjechali profesorowie z Henrykowa. Jako że nie tylko ja byłam na tej zabawie, ale i kilka koleżanek, musiałam je ostrzec. W tym momencie natknęłam się na profesora Pawickiego (Alojzego – przypis red.), a przy wyjściu ujrzałam moją wychowawczynię. Nie udało się uciec, ale trudno, pomyślałam, wpadłyśmy.

Fot; Zabawa ZMS- Narodowe Archiwum Cyfrowe

Profesor Pawicki wywołał nas na dwór, gdzie odpowiednio do sumienia przemówił i kazał mi iść do domu. Do rana już nie spałam. Było to dla mnie wielkim przeżyciem i tu sobie przyrzekłam, że moja noga nigdy nie stanie na publicznej zabawie. Jak do tej pory przyrzeczenia nie złamałam.

Nazajutrz w szkole byliśmy całą gromadą zawieszeni i zamknięci w sali purpurowej. O godzinie 15.00 przyjechali nasi rodzice, a wynikiem owej zabawy było obniżenie sprawowania. To przeżycie pozostanie mi na zawsze w pamięci.

Chwil wesołych, które by się równały mojej chwili smutnej nie miałam, ale niemniej jednak mogę zaliczyć do swoich sukcesów zdanie prawa jazdy i zaliczenie praktyki wakacyjnej przed samym panem dyrektorem Szadurskim, który nas odpytywał.