Nawet w najgorszych czasach Polacy umieli tworzyć dla siebie wentyle bezpieczeństwa, którymi były kawały na tematy polityczne. Pamiętam, że jeden z nich polegał na pytaniu;
– Dolar ma pokrycie w złocie, funt brytyjski w srebrze, a w czym polska złotówka?
Prawidłowa odpowiedź brzmiała; „w cynie„, a precyzyjniej – „w cynie społecnym„.
Faktycznie w latach 70. czyny społeczne były powszechne, w szkołach, zakładach pracy, na osiedlach itd. Najczęściej ogłaszała je „wiodąca siła narodu” czyli partia, a naród miał je wykonywać. Nie wszyscy byli do partii jak i czynów dobrze nastawieni, bo często widzieli, że nawet przez przedstawicieli władzy traktowane były fasadowo. Wielu udowadniało, że faktyczne koszty przygotowania czynów społecznych bywały wyższe od korzyści.
Czyny społeczne inicjowano także w Henrykowie. Pamiętam taką akcję, w której mój rocznik został zaangażowany do sadzenia róż w okolicach głównego wejścia do budynku szkoły (patrz foto, jak powiedziałby dyrektor Zdzisław Wadowski). Pogoda była wtedy paskudna, ale to nie zniechęcało zaprawionego w bojach naszego wychowawcy Czesława Trawińskiego do kontynuowania prac.
Mordowaliśmy siebie i twardą glebę, mrucząc pod nosem niecenzuralne słowa. To właśnie wtedy, w takich okolicznościach powstał hymn Henrykusów pt. My murzyni z Henrykowa, do którego współautorstwa przyznaje się kilku kolegów, w tym niżej podpisany.
A czyny społeczne żyły swoim życiem. Część społeczności je doceniała, inni stanowczo nie. Moim zdaniem, w Henrykowie, pod mądrym kierownictwem miały sens. Krok po kroku w ramach czynów społecznych uczniowie szkół henrykowskich czynili sobie ziemię poddaną, a ogrody i parki stawały się piękniejsze.
A Wy, Drodzy Czytelnicy, co o tym sądzicie? Jak wspominacie swoją pracę w henrykowskich parkach i ogrodach? Na Wasze wspomnienia i opinie jest miejsce w komentarzach.
Andrzej Szczudło