Licznik odwiedzin:
N/A

Henrykowski Weimar – aneks

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Henrykowski Weimar jest miejscem szczególnym tylko dla nas, niewielkiej w sumie grupy henrykusów z lat 1965 – 1990, i tylko w nas budzi jakieś reminiscencje, aczkolwiek kompletnie oderwane od Ernsta Wilhelma von Sachsen-Weimar-Eisenach, jako konkretnej osoby ze swoim życiowym dorobkiem i znaczeniem. Dlaczego tak się stało, piszę w artykule poniżej, z dnia 23 września br.

Fot. 1 – zachodnia brama prowadząca do grobowca Wilhelma Ernsta, widoczne resztki drewnianego ogrodzenia wokół mauzoleum, ok. 1979.

Patrząc z szerszej perspektywy, to tylko kolejne, dawne pojedyncze miejsce ewangelickiego pogrzebu, z roku 1923. Z formalnego punktu widzenia, jako grób cywilny nie podlegało ono już od 1948 roku prawnie przewidzianej ochronie miejsc pochówku, nie podlega również regulacjom dotyczących grobów i cmentarzy wojennych. Możnowładca, Niemiec Ernst Wilhelm nie był związany w żaden sposób z Polską i sprawą polską na Śląsku (Schlesien), nie było i nie ma więc jakichkolwiek przesłanek do jego upamiętnienia.

Takich miejsc ewangelickich pojedynczych pochówków, cmentarzy i niewielkich kilku/kilkunasto-grobowych cmentarzyków na terenie tzw. ziem zachodnich i odzyskanych (Dolny Śląsk, Pomorze Zachodnie ze Szczecinem, Pomorze Gdańskie, Warmia i Mazury z Olsztynem) są setki, jeżeli nie tysiące. Wilhelm Ernst, ze względu na ówczesne uwarunkowania polityczne, jako praktycznie wygnaniec po wymuszonej w roku 1918 abdykacji, ze swojego byłego księstwa na Śląsk, nie mógł być pochowany w rodzinnym grobowcu w Weimarze. Istniejący grobowiec – tumba i krzyż są typowe dla tamtego czasu i rangi osoby pod nim pochowanej i nie kwalifikują się do szczególnej ochrony, również z powodów politycznych i moralnych praw zwycięzców wojny. Wystarczy, że miejsce to zostanie zachowane i nie zniszczone do końca.

Fot. 2 – zmiany terytorialne w roku 1945. Fot. 3 – mapa Dolnego Śląska w jego historycznych granicach.

Dostępne w internecie opracowania historyczne, urbanizacyjne, architektoniczne, przyrodnicze i inwentaryzacyjne dotyczące Henrykowa z lat 1951 – 1994 temat ten traktują bardzo marginalnie, zasadniczo wskazując tylko, że takie „coś” w parku jest.

Fot. 4 – fragment planu sytuacyjnego ośrodka hodowlanego Henryków z roku 1951. Późniejsze mapy grobu jako takiego już nie wyszczególniają.

Nie ma żadnych dokumentów, chyba, że są utajnione, świadczących o tym, aby Feodora von Sachsen-Meiningen (1890-1972, zmarła we Freiburgu, RFN), wdowa po Ernście Wilhelmie bądź jego dzieci (Sophie 1911-1988, Karl August 1912-1988, Bernard 1917-1986 i Georg Wilhelm 1921-2011), występowały do odnośnych polskich władz, z prośbą o wyrażenie zgody na ekshumację ciała bądź renowację mauzoleum na własny koszt. Nikt z nich też tego miejsca oficjalnie nie odwiedzał, kwiatów nie składał i świeczki nie zapalał. I tak teraz sobie myślę, że ten brak zainteresowania mógł być podstawą powstania legendy Weimara – bo istniało już inne miejsce, chociażby i sekretne, gdzie rodzina mogła jego pamięć czcić. Z drugiej strony jednak zachowały się informacje, że był nielubiany, wręcz znienawidzony w środowisku, w którym się obracał. Jego śmierć i pochówek w Henrykowie mogły więc być na rękę wielu osobom, w tym rodzinie, i pozwolić na odcięcie się od tego niechlubnego moralnie człowieka. I to jest wg mnie najbardziej prawdopodobne.

Przy okazji zadano mi pytanie, jakie stosunki łączyły von Weimarów z nazistami. Ernst Wilhelm, jeżeli włączył się do tego ruchu politycznego, to nie zdążył wiele w nim zdziałać, bo zmarł przed jego radykalizacją i dojściem Hitlera do władzy. Feodora, spokrewniona spowinowacona z holenderską rodziną królewską, oficjalnie polityką się nie zajmowała, aczkolwiek intensywnie współpracowała z Niemieckim Czerwonym Krzyżem, nie ma jednak informacji o jej jakiejś głębszej współpracy z III Rzeszą. Co robiły dorosłe już dzieci – objęte jest to niemiecką niepamięcią tamtego okresu. Po zakończeniu wojny rodzina uciekła z Henrykowa do zachodniej strefy okupacyjnej Niemiec. Dobra Henrykowskie znalazły się w nowej, pojałtańskiej Polsce i zostały znacjonalizowane, tereny zaś byłego księstwa Saksoni-Weimaru-Eisenach pozostały pod protektoratem Związku Radzieckiego w granicach NRD.

30.09.2024 r. /-/ Tadeusz Keslinka

Henrykowski Weimar, historia i legenda

Wilhelm Ernst Karl Alexander Friedrich Heinrich Bernhard Albert Georg Hermann Großherzog von Sachsen-Weimar-Eisenach (ur. 10.06.1876 w Weimarze, zm. 24.04.1923 w Henrykowie). Ostatni Wielki Książę Saksoni – Weimaru – Eisenach, rządy sprawował w okresie od 5.01.1901 do wymuszonej abdykacji 9.11.1918 r.

Fot. 1 – Wilhelm Ernst Karl Alexander Friedrich Heinrich Bernhard Albert Georg Hermann Großherzog von Sachsen-Weimar-Eisenach.

Fot. 2 – Wielkie Księstwo Saksonii- Weimaru-Eisenach

Wyznanie ewangelickie. Żenił się dwukrotnie: w 1903 r. z księżniczką Karoliną Reuß zu Greiz (1884 – 1905) oraz w 1910 r. z księżniczką Feodorą z Saksonii-Meiningen (1890 – 1972), z którą posiadał czwórkę dzieci: Sophie, Karla Augusta, Bernharda i Georga Wilhelma. 

Fot. 3 – Rodzina Wielkiego Księcia, 1918 rok

Fot. 4 – Pałac w Henrykowie, ok. 1930 r.

            Henrykowski klasztor, po sekularyzacji w roku 1810 został zakupiony przez królową holenderską i przebudowany na rezydencję magnacką, a następnie, w roku 1863 przeszedł drogą dziedziczenia w ręce książąt sasko-weimarskich. Wilhelm Ernst do Henrykowa zjechał w roku 1918, po swojej abdykacji. Znany był jako najbogatszy i najbardziej nielubiany, wprost znienawidzony, książę niemiecki tamtych czasów. Uważany był wręcz za sadystę i prostaka, chociaż był miłośnikiem piękna, poszanowania tradycji, mecenasem sztuki i kultury. Wojskowym w stopniu generała był marnym, ale za to znany był jako dobry myśliwy, z jego inicjatywy wybudowano w Henrykowie między innymi bażantarnię Fot. 5 wraz z laboratorium i mieszkaniami pracowników, przy dzisiejszej ulicy Leśnej, na terenie parku krajobrazowego w stylu angielskim, założonym w latach 1863 -1871. Fot.6

Fot. 5 – Bażanciania, ok. 1918 r.
Fot. 6 – Park w Henrykowie, 1904

            Sam wybrał miejsce swojego przyszłego pochówku, na wzgórzu w części parku zwanej „zwierzyńcem” (thiergarten). Znajdował się tu już grób żołnierza/myśliwego, prawdopodobnie w odpowiednim czasie został on przeniesiony na cmentarz ewangelicki w Henrykowie. Uroczysty pogrzeb odbył się 28 kwietnia 1923 r. Mauzoleum zostało ukończone w roku 1924, wybudowano też dla powozów konnych dwie drogi dojazdowe na szczyt, całość została urządzona, dekoracyjnie obsadzona i ogrodzona oraz zamknięta dwiema bramami.  Fot. 7

Fot. 7 – Plan parku w Henrykowie, 1937

W gazecie „Der Deutsche Herold. Zeitschrift für Wappen Siegel und Familienkunde /Heroldzie niemieckim. Czasopiśmie poświęconym herbom, pieczęciom i genealogii/”, nr 3 z lipca/ sierpnia 1924, została umieszczona notatka o treści następującej (po raz pierwszy publikowana w języku polskim, tłumaczenie moje):  Fot. 8

„Grobowiec z herbem.
            Grobowiec wzniesiony w miejscu ostatniego spoczynku wielkiego księcia Saksonii, zmarłego 24 kwietnia 1923 r., na szczycie zalesionego wzgórza w parku Heinrichau (powiat Breslau) i poświęcony 14 kwietnia 1924 r., składa się z potężnego sarkofagu wykonanego z jednego bloku trawertynu, którego dwie powierzchnie czołowe tworzą wizerunki herbów: z jednej strony duży herb Wielkich Książąt Saksonii-Weimaru-Eisenach z hełmami Saksonii, Turyngii i Miśni oraz dewizą „vigilando ascendimus” [„czuwając wznosimy się”] na wstędze z orderem domowym Sokoła Białego lub Czuwania; z drugiej strony herb ślubny Jej Królewskiej Mości Wielkiej Księżnej Wdowy Feodory: diamentowe tarcze Saksonii-Weimaru i Saksonii-Meiningen, pochylone ku sobie pod hełmem saskim.
           

Zgodnie z masywnym charakterem kompleksu i szorstkim materiałem żółtawego wapienia o szarych żyłkach, oba przedstawienia są utrzymane w prostych, wyraźnych liniach, w harmonijnej jedności z dużym krzyżem z tego samego kamienia, stojącym z boku, na którym widnieje motto: „Bądź wierny aż do śmierci…”.
            Całość sprawia podniosłe, potężne i pełne mocy wrażenie, zapewne zgodne  z charakterem osoby spoczywającej pod sarkofagiem: „Wilhelmem Ernstem, Wielkim Księciem Saksonii-Weimaru-Eisenach, 1876-1923”, o czym informuje napis wykonany antykwą na jednym długim boku, podczas gdy drugi pozostaje pusty.
            Dzieło zostało wykonane przez architekta Fr. Boggenbergera i rzeźbiarza Stocka we Frankfurcie nad Menem.
                                                                                   Baron von Beaulieu-Marconnay.”

            Miejsce to nie jest wpisane odrębnie na listę zabytków, chociaż sam park krajobrazowy od roku 1952 tak, i jako takie podlega wraz z całym parkiem ochronie konserwatorskiej. Zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej w Ziębicach z 2023 r. w sprawie uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla obszaru Parku Kulturowego Opactwo Cystersów w Henrykowie, w zakresie zasad ścisłej ochrony i kształtowania ładu przestrzennego Parku Krajobrazowego Eduarda Petzolda (twórcy 174 projektów założeń parkowych na terenie Europy), „obowiązuje zachowanie punktu szczególnego – tumby książęcej Wilhelma Weimarskiego wraz z krzyżem”. Zobaczymy, jakie to przyniesie praktyczne skutki.

Fot. 9 – Podkopana tumba Wilhelma Ernsta, 7.09.2024 r.

            Grobowiec w parku był, w czasach nam współczesnych, co najmniej dwukrotnie podkopywany, Fot. 9 jednakże nie ma najmniejszej informacji o jakichkolwiek znaleziskach, czy to kości, czy też kosztowności. Do połowy lat 80-tych XX wieku na terenie mauzoleum istniał kamienny murek wokół krzyża i grobowca, na kamiennych słupach ogrodzenia w bujnie rozrośniętych i zdziczałych rododendronach oraz rdeście japońskim osadzone były żeliwne bramy i resztki ogrodzenia. To wszystko później, w rozpoczynającym się prywatnym boomie budowlanym, zaginęło…   Fot. 10

Fot 10 – Resztki bramy wejściowej nie kryją się już w chabaziach, 2024 r.

            Po śmierci Wilhelma Ernsta henrykowski pałac pozostał w rękach rodziny do roku 1945. Masowe deportacje ludności niemieckiej z terenów Dolnego Śląska trwały do lat 50-tych XX wieku, Niemców zastępowała ludność napływowa z różnych rejonów Polski, katolicka, niezwiązana z tym terenem i jego historią, pozostała też niewielka liczba autochtonów, czujących się Polakami. Po roku 1945 mauzoleum, jako ewangelicki obiekt trudnego dziedzictwa tych ziem, ulegało, przy biernej do dzisiaj postawie kościoła katolickiego i cystersów, stopniowej moralnej desakralizacji i oderwaniu od świadomości, że jest to, mimo wszystkiego, grób (co prawda znienawidzonego »niemca« jako takiego i lutra). Po prostu, po chrześcijańsku obowiązuje to, co Jezus rzekł do jednego ze swoich uczniów: „Niech umarli grzebią umarłych swoich, lecz ty idź i głoś Królestwo Boże”. Tylko to, że grobowiec znajdował się daleko od wsi, na uboczu i w chaszczach – chabaziach, uratowało go przed fizycznym zniszczeniem w pierwszych powojennych latach. Tak jak zresztą z dawnego henrykowskiego cmentarza ewangelickiego, nieubłaganą historyczną koleją rzeczy, pozostał jedynie opuszczony budynek kaplicy (po lewej stronie przed katolickim cmentarzem parafialnym), dawnych grobów i współczesnego upamiętnienia dawnych mieszkańców wsi nie ma, nikt nie jest tym zainteresowany.

Dla nas, henrykusów, grobowiec Weimara to było miejsce tajemnicze i romantyczne, gdzie chodziło się na spacery z lubą osobą, wiosną na feerię przebiśniegów Fot. 11 i rododendronów, Fot. 12 na popijawy i ogniska.

Fot. 13 – Mauzoleum i ślady po ognisku, 2005 r.

Myśmy to miejsce znali i wiedzę o jego lokalizacji przekazywali z rocznika na kolejny rocznik uczniów i tak to miejsce nie zapadło w niepamięć, bo wtedy wieś tym się nie interesowała. Spędziłem tam w godnym gronie sylwestra w zimę stulecia 1978/79.

W nieprzebranych zasobach Internetu znalazłem tylko jedno nieopisane zdjęcie, które doskonale ilustruje nasz, henrykuski stosunek do tego miejsca. Fot. 14 Może ktoś to zdjęcie rozpozna i dopisze dalszą historię?

Fot. 14 – Henrykusi na Weimarze

           Legenda głosi, że Wilhelm Ernst sfingował własną śmierć i nie jest pochowany w Henrykowie. Miał podczas polowania zastrzelić swojego leśniczego i bać się sądów. Oficjalnie jednak miejscem jego ostatecznego spoczynku, również według niemieckich źródeł historycznych dotyczących Wielkiego Księcia, pozostaje Henryków (Heinrichau i. Schlesien). Nie ma jego upamiętnienia w rodzinnym grobowcu w niemieckim Weimarze. Teoretycznie można jednak rozważać możliwości i koneksje jego rodu i ukrycie go po roku 1923 przed światem i pochówek w tajemnicy. Skąd legenda się wzięła – nie wiem. No cóż, legendy rządzą się własnymi prawami…

Fot. 15 – Wizyta na Weimarze, 7.09.2024

Odwiedzając we wrześniu bieżącego roku Henryków, w tym Weimar, postanowiłem opisać w miarę swoich możliwości jego historię, aby uporządkować i przybliżyć nikłą jednak wiedzę o tym miejscu. Temat na pewno nie jest wyczerpany i może ktoś, kiedyś, rozwinie ten wątek szerzej.

Fot. 16 – Mauzoleum, 7.09.2024

Być może w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków we Wrocławiu zachowały się jakieś dokumenty i zdjęcia inwentaryzacyjne, będące podstawą do wpisania ogrodów klasztornych i parku, pod numerem rejestru A/4166/293 z dnia 1.02.1952 r. do aktualnego rejestru zabytków w powiecie ząbkowickim? Ja już tam nie dotrę.

                                                                                                       /-/ Tadeusz Keslinka

Epitafium Henrykusa

Do szkół rolniczych w Henrykowie trafiali różni ludzie. Różni pod względem zainteresowań i talentów. Wiemy o miłośnikach koni, łucznictwa, turystyki górskiej, kolarstwa, przyrody, fotografowania, historii, śpiewu, malowania itd. Dziś na naszych łamach po raz drugi ujawnia się miłośnik słowa wierszowanego, Piotr Skowroński. Zapraszam do lektury i komentowania! (ASz.)

Epitafium Henrykusa                              

A kiedy czas mój już się dopełni, otworzą się śmierci wrota,

Pójdę do parku, siądę pod dębem, tam znajdzie mnie świętych rota.

Ustawią wagę, tę wszechwiedzącą, co mierzy dobro i grzechy.

I tutaj Panie mam małą prośbę, racz nie odmawiać pociechy.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Nim stuknę w marę, chcę sprawdzić tarę, robiłem to całe życie.

Też byłem sędzią, selekcjonerem, znam gorzką prawdę o sicie.

Dla mnie allele znaczą tak wiele, odróżniam Mendla od Händla.

Jako nasiennik zbadałem wiele, szerszych i węższych, płytszych i głębszych.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Tak mistrz nauczał o nasiennictwie, w szerszym i węższym zakresie.

Prawdy co głosił, a było ich wiele, miał zapisane w notesie.

Dziś prawdy zbledły, kurz pokrył drogi, ziemia bez sensu się kręci.

Pamięć zastygła, wola osłabła, świat łatwym życiem tak nęci.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Jest coraz senniej, sennie nasiennie.

Już film się toczy, widzę twarz matki, jak się pochyla nade mną.

I ojca postać, stoi strapiony, czuję, że także jest ze mną.

Znów jestem młody, pod młodszym dębem, wrócił świat jaki pamiętam.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Nie tracę czasu, biegnę do szkoły, chwilę pod krzyżem przyklękam.

Lecz nagle słońce zgasło jak świeca, mgła z parku pełznie na drogę.

Wiatr kąsa drzewa i ciszę strzępią, dzwony co biją na trwogę.

Bo oto z mglistych, wężowych splotów postać się ciemna wyłania.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Płynie nad ziemią śmierć, bo to ona, cały już obraz przesłania.

Nie chcę umierać, jestem tak młody, nawet gdy jest to iluzją

Lecz przecież życie też jest teatrem, często się kończy kontuzją.

Pójdę przez kuchnię, może zjem obiad, na ziemi mój już ostatni.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Bardziej to czuję, niż słyszę pogoń, wiem, że znalazłem się w matni.

Muszę się schronić, w sali dębowej jest tajne ukryte przejście.

Biegnę tak szybko, upiór mnie goni, bliskie jest moje odejście.

Uciekasz chłopcze, stawiasz bariery nie ze mną takie numery.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Znam tajne przejście, też tam chodziłem, kiedyś w tej szkole uczyłem.

Więc dokąd pędzisz, kogo tam szukasz, ona już dawno jest moja.

Oczu jej cudny błękit zgasiłem, nigdy nie będzie już twoja.

Gdzie byłeś wtedy gdy jeszcze mogłeś żywą do serca przytulić?

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Ona czekała, ciebie los porwał, żalem chcesz serce otulić.

Ja też kochałem, a gdy umarła, przekląłem Boga i życie.

Na wzgórzu Weimar chciałem z tym skończyć, lecz Pan się zjawił o świcie.

Pan ciemnej mocy, mroku i strachu, depresji, lęku i śmierci.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Złożyłem podpis na grobie księcia, lecz nie wiem czy to mnie kręci?

Teraz, cóż, praca jak w korporacji, są nawet nadgodziny.

Zaraz po tobie lecę odpocząć, urządzam urodziny.

Nad Morzem Martwym mam fajną metę, tam zrobię całą fetę.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Sporo też kumpli z pracy tam wpada, zaczyna się Wampiriada.

W niej konkurencja ta najważniejsza, walka o Puchar Dziewicy.

Zasady wszyscy od wieków znają, lecz je ogłoszą z mównicy.

Chodzi o chlanie, lecz krwi nie wina, dla dziewczyn straszna nowina.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

To jeszcze z Rzymu albo Walencji pito ją dla potencji.

Dla nas nie liczy się tylko ilość lecz styl i urok prezencji.

Już nie ma dziewic, z tym są kłopoty, musimy chronić ich cnoty.

Wszystko przez liczne głupie reklamy, codziennie problem z tym mamy.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Płonący konar, ten tylko zgasi, kto go zakwasi- dotyczy Ewy, Eli i Kasi.

Ech pora kończyć, jestem spóźniony, nie masz nic dla swej obrony.

Żyłeś, przeżyłeś, tak jak umiałeś, nie wiem czy tak jak chciałeś?

Nie chcesz pamiętać, lecz przecież wiecie, życie i śmierć są w pakiecie.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Tu leży Henrykus.

Całe życie tęsknił za czymś co stało się w końcu snem, letnim wspomnieniem,

kruchym jak kwiat jednej nocy.

Piotr Skowroński

fot: pixabay.com

Duch Weimara

Z cyklu (straszne) opowieści Sławoja

Wilhelm Ernest Weimar.

W Henrykowie, oprócz wielu innych, krążyła opowieść o duchu Weimara.
Nie znalazłem nigdy potwierdzenia na jego istnienie. Chociaż był
moment, że jego wizja postawiła mi włosy na głowie.
Jadąc po wiedzę do Henrykowa, jak wszyscy korzystałem z PKP.
Wsiadałem we Wrocławiu i wysiadałem na stacji Henryków.

Stacja kolejowa Henryków.


Ze stacji do szkoły prowadziły dwie drogi, jedna dłuższa asfaltowa i
druga gruntowa, krótsza, przez park, obok grobu Weimarów.
Przeważnie wybieraliśmy tę drugą.  Wśród słuchaczy krążyły
opowieści o pokutującym w nim duchu. Wraz z coraz z szybciej
zapadającym zmrokiem nasilały się  jesienią. Ja również je znałem.
Teraz myślę, że  rozpowszechniali je ci, którym zależało na
samotności w parkowej głuszy. Wiadomo, ukryte w parku
zakochane parki. Mam wrażenie, że chyba nawet czasami
specjalnie emitowały nieokreślone dźwięki.
Często korzystałem z pociągu. Jeździłem nim do rodziny, do
Wrocławia lub przez Wrocław. Wyjeżdżałem w piątek wieczorem,
wracałem w poniedziałek rano prosto z nocnej podróży, często
bardzo zmęczony. O ile powroty były we dnie, to wyjazdy ciemnym
wieczorem, zwłaszcza w okresie jesiennym i zimowym.
Droga przez park miała kilka odnóg, była bliższa, ale ten Weimar…


Trzeba było przejść koło niego. Za dnia nie robiło to wrażenia,
gorzej po zmroku. Odnogi były w różnych miejscach, czasem w
gęstwinie, czasem w wolnej przestrzeni. 
Przypominam sobie taki kolejny piątkowy wyjazd, w listopadowy
wieczór. Kąpiel, kolacja, przebiórka i na stację. Ruszam
energicznie, ciemność parku, gwieździste niebo, księżycowa
poświata. Wszystko to wpływa na tempo marszu. Zachowane w
pamięci opowieści teraz uruchamiają wyobraźnię. Duchy
przybierają monstrualne wymiary. Ale idę! Ktoś/coś stoi kilkanaście metrów przede mną na drodze. Białe, wysokie, z wyraziście białą twarzą. Idę, ale i „to” rusza w moją stronę. Zatrzymuję się, „to” również, cofam się, a nieznane sunie prosto na mnie… Przez głowę przelatują mi wszystkie duchowe opowieści. Staję – stoi, ja do tyłu, czy do przodu – „to” też.
Nie pojechałem tego wieczoru. Zziajany, z włosami na
sztorc wróciłem do pokoju. Koledzy byli wielce zdziwieni i
zaskoczeni. Nie miałem odwagi powiedzieć im prawdę. Wykpiłem
się wykrętem, że spóźniłem się na pociąg, ale nie wiem czy
uwierzyli? Źle mi z tym było. Nocna przygoda nie dawała
mi spokoju, jednak nie na tyle by wracać tam po nocy. Poczekałem
do rana i po śniadaniu ruszyłem do parku. Znalazłem to miejsce,
odkryłem ducha. Na rozwidleniu drogi w zeszłym tygodniu
nadleśnictwo postawiło nowe znaki drogowe. Konkretnie, zakaz
ruchu; duże, białe koło w obwódce na białym drewnianym słupie.
Jeśli dodamy do tego księżycową poświatę i nagromadzone w
głowie pełne duchów opowieści, efekt murowany.


Na powyższym zdjęciu zachował się „duchowy słup”, chociaż
postarzały i ze zmienionymi oznaczeniami.
Większość duchów pojawiających się w starych nawiedzonych
budowlach czy innych miejscach da się w sensowny sposób
wytłumaczyć,… ale czy koniecznie trzeba?
Sławoj Misiewicz

Henrykowska „Biała Dama”

Z cyklu „Opowieści Sławoja”

We wspomnieniach z Henrykowa, żyjąc i zdobywając wiedzę w pomieszczeniach poklasztornych nie sposób o Niej nie wspomnieć.

Dla wielu ludzi duch w zamku jest bardziej ceniony ponad piękno architektury, historię budynku i jego cechy, zwłaszcza jeśli są podparte relacjami miłosnymi. Często stare pomieszczenia – zamkowe, kościelne czy nekropolie, posiadają swoje Białe Damy czy inne duchy, anielskie albo diabelskie, akurat sytuacyjnie przydatne.

Nie inaczej było i w Henrykowie. Krążyła opowieść o duchu Weimara, w okolicach ich grobowca, ale nie znalazłem nigdy potwierdzenia na jego istnienie. 

Grobowiec Weimarów.

Chociaż był moment, że myśl o nim postawiła mi włosy na głowie, ale to już będzie w innej opowieści.

Uczestnicy Zjazdu Absolwentów na zakończenie szkół w 1990 r. z wizytą na Weimarze. Od lewej stoją: H.Matczak, A.Szczudło, J.Bruska, M.Rek, G.Ruszkowska, K.Rek, A.Ślipko; w przysiadzie Z.Szczerbiński, J.Bruski, M.Janiak.

W starych pomieszczeniach poklasztornych, po prawej stronie przy wejściu ze wsi na teren klasztorny, w niskim parterowym budynku, umiejscowiony był internat męski,

a w pomieszczeniach klasztornych na pierwszym i drugim piętrze, dla uczennic i słuchaczek.

Ponieważ, jak to się teraz mówi, w młodych buzują hormony, a kiedyś to była zwykła chuć, często podejmowane były próby kontaktów damsko- męskich, bardzo utrudnione przez podzielony na damski i męski charakter miejsc zakwaterowania. Radziliśmy sobie jakoś.

Gruchnęła wiadomość o duchu w pomieszczeniach klasztornych –„po korytarzu przemyka biała postać w zwiewnym negliżu”.  Nabierała na sile. Biała Dama snuła się po korytarzu w opowieściach tych, które widziały i tych, którzy słyszeli. Biała Dama rosła, i przybierała monstrualne kształty. Dziwnym trafem pokazywała się tylko nocą i na piętrze zajmowanym przez słuchaczki PSTTNiL, a nie przez uczennice Technikum.

Ponieważ te opowieści były częstym tematem rozmów, nie trzeba było długo czekać aby dotarły do Grona. Nie do końca jest jasne komu zależało na rozpowszechnianiu tych wiadomości. Złośliwi twierdzili, że zaangażowały się w to dziewczyny,  których Biała Dama nie odwiedzała. Dowodu na to jednak nie było.

Pokazywała się na piętrze wypływając jakby ze ściany, bezgłośnie i w szybkim tempie znikała gdzieś w głębi korytarzy, w ich połowie łącząc się z drugą zjawą.

Dziwne było, że bezgłośnie, bo jak wiadomo, takie zjawy zawodzą, wyją lub  ryczą  w zależności od tego za jakie winy pokutują, a tu w ciszy i wzajemnym zrozumieniu.

Dziwne, że nikt nie widział  jej powracającej. Do czasu.

Gdy, któregoś razu Biała Dama wychynęła zwiewnie ze ściany, spadł na nią grad niezbyt silnych razów, wymierzanych drewnianą laską, bardziej dla jej odpędzenia niż dla zadawania bólu.

Dyrektor Jan Szadurski i jego magiczna laska.

Podobno wchłonęła się w ścianę i z wielkim rumorem zniknęła w jej czeluściach. Hałasy było słychać w połowie ciemnego korytarza. W tym miejscu są obecnie kręte schody od samego parteru aż po ostatnie piętro.

Okazało się, że w częstych rozmowach z księdzem Komasą przewijała się opowieść o ukrytym przejściu, które odszukał „Romeo” z PSTTNiL i wykorzystywał je do spotkań ze swoją „Julią”. Gdy wieści o duchu dotarły do Dyrektora Szadurskiego, postanowił rozwiązać tą zagadkę, ukrył się i przegonił na zawsze Białą Damę. Jednak szeptane opowieści zostały. Nigdy natomiast nie dowiedzieliśmy się „co”  Białą Damą było. Mieliśmy podejrzenia, ale nie pewność, więc przemilczę. Piszę „co”- bo podobno duchy i anioły są bezpłciowe, w przeciwieństwie do szatanów, bo te zawsze są rodzaju męskiego. Ot, taka niebiańska sprawiedliwość!

 Sławoj Misiewicz