Licznik odwiedzin:
N/A

Henrykowska „Biała Dama”

Z cyklu „Opowieści Sławoja”

We wspomnieniach z Henrykowa, żyjąc i zdobywając wiedzę w pomieszczeniach poklasztornych nie sposób o Niej nie wspomnieć.

Dla wielu ludzi duch w zamku jest bardziej ceniony ponad piękno architektury, historię budynku i jego cechy, zwłaszcza jeśli są podparte relacjami miłosnymi. Często stare pomieszczenia – zamkowe, kościelne czy nekropolie, posiadają swoje Białe Damy czy inne duchy, anielskie albo diabelskie, akurat sytuacyjnie przydatne.

Nie inaczej było i w Henrykowie. Krążyła opowieść o duchu Weimara, w okolicach ich grobowca, ale nie znalazłem nigdy potwierdzenia na jego istnienie. 

Grobowiec Weimarów.

Chociaż był moment, że myśl o nim postawiła mi włosy na głowie, ale to już będzie w innej opowieści.

Uczestnicy Zjazdu Absolwentów na zakończenie szkół w 1990 r. z wizytą na Weimarze. Od lewej stoją: H.Matczak, A.Szczudło, J.Bruska, M.Rek, G.Ruszkowska, K.Rek, A.Ślipko; w przysiadzie Z.Szczerbiński, J.Bruski, M.Janiak.

W starych pomieszczeniach poklasztornych, po prawej stronie przy wejściu ze wsi na teren klasztorny, w niskim parterowym budynku, umiejscowiony był internat męski,

a w pomieszczeniach klasztornych na pierwszym i drugim piętrze, dla uczennic i słuchaczek.

Ponieważ, jak to się teraz mówi, w młodych buzują hormony, a kiedyś to była zwykła chuć, często podejmowane były próby kontaktów damsko- męskich, bardzo utrudnione przez podzielony na damski i męski charakter miejsc zakwaterowania. Radziliśmy sobie jakoś.

Gruchnęła wiadomość o duchu w pomieszczeniach klasztornych –„po korytarzu przemyka biała postać w zwiewnym negliżu”.  Nabierała na sile. Biała Dama snuła się po korytarzu w opowieściach tych, które widziały i tych, którzy słyszeli. Biała Dama rosła, i przybierała monstrualne kształty. Dziwnym trafem pokazywała się tylko nocą i na piętrze zajmowanym przez słuchaczki PSTTNiL, a nie przez uczennice Technikum.

Ponieważ te opowieści były częstym tematem rozmów, nie trzeba było długo czekać aby dotarły do Grona. Nie do końca jest jasne komu zależało na rozpowszechnianiu tych wiadomości. Złośliwi twierdzili, że zaangażowały się w to dziewczyny,  których Biała Dama nie odwiedzała. Dowodu na to jednak nie było.

Pokazywała się na piętrze wypływając jakby ze ściany, bezgłośnie i w szybkim tempie znikała gdzieś w głębi korytarzy, w ich połowie łącząc się z drugą zjawą.

Dziwne było, że bezgłośnie, bo jak wiadomo, takie zjawy zawodzą, wyją lub  ryczą  w zależności od tego za jakie winy pokutują, a tu w ciszy i wzajemnym zrozumieniu.

Dziwne, że nikt nie widział  jej powracającej. Do czasu.

Gdy, któregoś razu Biała Dama wychynęła zwiewnie ze ściany, spadł na nią grad niezbyt silnych razów, wymierzanych drewnianą laską, bardziej dla jej odpędzenia niż dla zadawania bólu.

Dyrektor Jan Szadurski i jego magiczna laska.

Podobno wchłonęła się w ścianę i z wielkim rumorem zniknęła w jej czeluściach. Hałasy było słychać w połowie ciemnego korytarza. W tym miejscu są obecnie kręte schody od samego parteru aż po ostatnie piętro.

Okazało się, że w częstych rozmowach z księdzem Komasą przewijała się opowieść o ukrytym przejściu, które odszukał „Romeo” z PSTTNiL i wykorzystywał je do spotkań ze swoją „Julią”. Gdy wieści o duchu dotarły do Dyrektora Szadurskiego, postanowił rozwiązać tą zagadkę, ukrył się i przegonił na zawsze Białą Damę. Jednak szeptane opowieści zostały. Nigdy natomiast nie dowiedzieliśmy się „co”  Białą Damą było. Mieliśmy podejrzenia, ale nie pewność, więc przemilczę. Piszę „co”- bo podobno duchy i anioły są bezpłciowe, w przeciwieństwie do szatanów, bo te zawsze są rodzaju męskiego. Ot, taka niebiańska sprawiedliwość!

 Sławoj Misiewicz