Licznik odwiedzin:
N/A

Szkoła życia

Jest połowa lipca, dla uczniów i studentów czas wakacji. Dla uczniów technikum i szkoły policealnej w Henrykowie był to jednak czas praktyki wakacyjnej. W tzw. „Kronice Mirki” (THRiN 1972- 75) znajdujemy m.in. wspomnienia Danuty Pietrzak (fot. poniżej), która szczerze i barwnie opisuje jak jej wakacyjna praktyka wyglądała.

Przed przydzieleniem praktyk pragnęłam jechać z Kaliną i jechać nad morze. Los łaskawie ziścił pierwsze pragnienie, lecz rzucił nas do Polski centralnej, w Poznańskie- moje rodzinne strony. Trudności nie kazały na siebie długo czekać. Już na początku okazało się, że nie ma dla nas zakwaterowania, wyżywienie też niepewne, ale opiekun- główny hodowca obiecał załatwić w pobliskim internacie.

Polecono nam hotel w Lesznie (z SHR była to kwestia przejścia kilku ulic), początkowo na dwie doby, w ciągu których zakład miał zakupić dla nas tapczany, a że tapczanów nie przywieziono, więc zmuszone byłyśmy przedłużyć pobyt w hotelu o następne dwie doby. Ale nawet to nie rozwiązało sprawy, nadal nie miałyśmy na czym spać, więc zostałyśmy w hotelu! Pokój nasz mieścił się w bloku obok laboratorium, miałyśmy również łazienkę i kuchnię. Szóstego dnia wprowadziłyśmy się do naszego M-2, a ściślej mówiąc, do pustych czterech ścian, które trzeba było zagospodarować. Dano nam stół, ogromny na co najmniej 10 biesiadników, 4 krzesła, o zasłony musiałyśmy „zażarcie walczyć”.  Wygrałyśmy! Zasłony wisiały na oknach, inne leżały na stole i tapczanach. Nie dostałyśmy żadnych naczyń, dobrze że wzięłam kilka z domu. Nie miałyśmy nawet w czym zrobić herbaty. Mijał drugi tydzień naszej praktyki w dziale hodowli, tydzień ciężkiej fizycznej pracy na polu. Drugi tydzień bez obiadów. Dałyśmy się zwodzić opiekunowi; gdy zaczęłyśmy być natarczywe, wyszło na jaw iż obiadów dla nas nie będzie ponieważ zamknięto internat z powodu samobójstwa kierownika. Opiekun nie potrafił znaleźć wyjścia, kategorycznie odpowiedział „nie” gdy zaczęłyśmy domagać się wynagrodzenia za pracę! Nosiłam się z zamiarem interwencji do szkoły, gdy przyjechała pani Czarnolewska. Przy jej pomocy uzyskałyśmy rekompensatę za obiady (gdybyśmy jadły w barze)- ponad 400 zł. Nie chodziłyśmy do baru, same też niewiele gotowałyśmy. Nasze menu było nędzne; śniadanie pierwsze, drugie, obiad, kolacja- chleb lub bułki, urozmaicałyśmy tylko dodatki. Po 6 tygodniach miałam dość chleba, „zapychałam się” lecz po powrocie do domu odruchowo sięgnęłam po pieczywo, obiad nie smakował.

Nie miałyśmy radia, nie śmiałyśmy nawet marzyć o telewizorze, który notabene stał w zamkniętej na cztery spusty ładnej świetlicy. Postanowiłyśmy dostać się do niej- wymagało to specjalnego zezwolenia dyrektora zakładu, na które czekałyśmy kilka dni, ale doczekałyśmy się! Miałyśmy świetlicę!

Programu nakreślonego przez szkołę nie było dane nam zrealizować, ale poznałyśmy prawdziwy zakład pracy, stosunki w nim panujące- „hegemonię szefa”, poznałyśmy ciężką fizyczną pracę w słońcu i w deszczu, zasmakowały po prostu życia, dorosłego życia, z którym wkrótce przyjdzie nam się parać! I na pewno przemawia przeze mnie jakiś bojaźliwy dystans, ale chciałabym być jeszcze długo, długo uczennicą!

Danuta Pietrzak

Autorki tych wspomnień nie zauważyłem na henrykowskich zjazdach, więc nie wiem jakie były dalsze losy Danuty. Może ktoś z Czytelników wie i zechce się tą wiedzą podzielić z innymi? Czekamy na odzew i komentarze. (A.Sz.)

Dzień kobiet w szkole

Kilka tygodni temu wspomniałem o swojej wyprawie do Henrykowa, w której pozyskałem dla Redakcji kronikę Technikum Hodowli Roślin i Nasiennictwa 1972- 75. Dziś rozpoczynamy serię wpisów z niej, które dla uproszczenia będziemy nazywać „Kroniką Mirki”. Dlaczego tak? Mirka Jarosiewicz była szefową tej klasy jak i również innych klas w poprzedniej szkole, o czym dowiedziałem się ze stron kroniki. Wkrótce o tym szerzej. (ASz.)

Dziś nasze święto! (rok 1974)

Mężczyźni wydobywają z zanadrza swoje ukryte talenty i starają się jak mogą uatrakcyjnić nam dzień. Chociaż w klasie nie mamy ani jednego chłopca, nie zapomnieli o nas mężczyźni ze szkoły, zapraszając nas rankiem na uroczysty apel.

Gdyby ktoś z innej planety, niezorientowany znalazł się na Ziemi, trudno byłoby mu zgadnąć czyje to święto? Wszyscy mężczyźni, jak jeden mąż w galowych strojach, a my? Cóż? Jak co dzień.

Może tylko te kwiaty w rękach dziewcząt zdradziłyby tajemnicę. Daje się zauważyć, że coraz bardziej uroczyście obchodzi się Święto Kobiet, przywiązując do niego dużą wagę. Ale każdy i tak wie, że kobiety mają tylko ten jeden dzień, a mężczyźni 364 dni w roku. Ot i masz równouprawnienie!

Nie zapomniała o nas nasza wychowawczyni Pani Profesor Wanda Mazur, jak również trzej panowie „M”.

Ojej, cóż to było? Kupa śmiechu, moc pomysłów aż do bólu głowy! Dziewczęta życzyły sobie… kiełbasy (Kuba), czekoladek, orzechów, klasówek z chemii, pierniczków, zaproszeń na zabawę, maskotek wszelkiego rodzaju itd. w nieskończoność.

A paczka coraz bardziej traciła regularny kształt, nadal zostawała wielką tajemnicą. Gdy już każda dotknęła jej, mówiąc co tam może być, Mirka zdjęła z niej papier a następnie mnóstwo gazet, dopiero teraz zaczynały się kartki z życzeniami dla każdej z nas inne plus kawałek gazety. Oto niektóre z nich.

Henryków, 8 marca 1974

Kochane Kobitki!

Instrukcja dotycząca otwarcia przesyłki ekspresowej przesłanej Wam z okazji Święta Ewy i warunków koniecznych i wystarczających by można było wziąć udział we wspólnej zabawie. W przeciwnym wypadku należy opuścić salę i nie wolno podsłuchiwać ani podpatrywać.

Par. 1. Sznur, którym jest związana paczka należy zachować i na końcu związać nim uczestniczkę, która nie zgadnie co jest w tej paczce (3 razy).

Par. 2. Zgadywać należy przed otwarciem paczki- na osobnej kartce ( 3 zgadnięcia + napisać jaki się da fant, jeśli się nie zgadnie)

Par. 3. Powołać należy komisję, która zbierze fanty i wymyśli zabawę na ich wykupienie.

Par. 4. Zawartość paczki (o ile taka w ogóle jest, co jest bardzo, bardzo wątpliwe), należy sprawiedliwie rozdzielić pomiędzy wszystkich, ale szybko bez namysłu- każdy musi coś lub nic otrzymać.

Par. 5. Po skończonej zabawie- nawet gdyby były bardzo trudne warunki wykupienia fantów- nie wolno się mścić na organizatorach. Pluć, krzyczeć, płakać i śpiewać wolno, ale tylko po wyjściu z Sali.

Par. 6. Organizatorzy życzą sobie, by opakowanie było starannie poskładane i wymienione do archiwum gazet.

Życzymy wesołej zabawy!

Najbardziej niecierpliwą okazała się Zosia Labrok, a dla niej jak na złość, życzenia były na końcu, gdy już pokaźne rozmiary niespodzianki zmniejszyły się bardzo … do małej paczuszki. Mirka odkryła tajemnicę- były tam cukierki dla nas wszystkich od trzech panów „M”. Podzieliła je sprawiedliwie.

Zakończyliśmy zabawę rozstrzygnięciem zgadywanki. Nie odgadło ani razu sześć dziewcząt, które według instrukcji zostały związane włóczką. Starczyło dla każdej na kilkakrotne opasanie.

Za jedno trafne zgadnięcie dawaliśmy fanty, za dwa trafienia śledziliśmy zabawę ze spokojną głową. Ani żadnej nie wiązano, ani też nie dawała fanta, o tych było najmniej!

Przy wykupywaniu była moc śmiechu, a przede wszystkim zabłysnęła swym talentem piosenkarskim Anastazja. Naprawdę ma ładny głos, o czym do tej pory nie miałyśmy okazji się przekonać.

W tym dniu, praktycznie rzecz biorąc, nie było lekcji z prawdziwego zdarzenia. Raz do roku można się na to zdobyć, prawda?

O godzinie 14.00 zostaliśmy zaproszone na uroczystą akademię organizowaną przez męską generację szkoły. Dałyśmy też małą wstawkę o powstaniu Święta Kobiet.