Licznik odwiedzin:
N/A

Wokół komina

Wyobrażam sobie, że wokół Henrykowa mieszka wielu absolwentów naszych szkół. Mam prawo domyślać się, że liczne osoby wybrały je z prozaicznego powodu- niedalekiej odległości od miejsca zamieszkania.

Ale w innych miejscach nie musi już tak być. Dlatego też po „zinwentaryzowaniu” z lekkim zdziwieniem stwierdziłem, że w miejscu gdzie osiadłem, Henrykusów jest całkiem sporo.

We Wschowie, do której jako pracownik dotarłem w 1983 roku (inspektor surowcowy w Cukrowni Wschowa) a jako mieszkaniec trzy lata później, naliczyłem ich prawie dziesięcioro. Plakietek na ubraniach nie mieli, więc nie od razu udało się ich namierzyć. Zwykle wychodziło to, gdy w towarzyskiej rozmowie schodziło się na tematy związane z pracą. Zawsze podkreślałem, że jestem absolwentem PSNR w Henrykowie, a kiedy nazwa szkoły już padła, parę razy usłyszałem, „ja też”.

Pierwszym Henrykusem spotkanym przeze mnie we Wschowie był chyba Henryk Radomski, główny agronom w Hodowli Zwierząt Zarodowych Osowa Sień, u słynnego dyrektora Edmunda Apolinarskiego. Do spotkania doszło w biurze Stacji Kwarantanny i Ochrony Roślin, mojego miejsca pracy, dokąd agronom trafiał w celu uzyskania wsparcia doradczego w zakresie ochrony roślin. Kiedy się dogadaliśmy, Henryków wracał w naszych rozmowach już za każdym razem. Nasłuchałem się wiele o działaniach charyzmatycznego dyrektora Jana Szadurskiego, za którego czasów Henryk Radomski miał szczęście studiować.

Henryk Radomski na Zjeździe w 2008 roku.

Po jakimś czasie dowiedziałem się, że dwie absolwentki PSNR pracują we wschowskiej Centrali Nasiennej. Kiedy tam dotarłem okazało się, że są to dziewczyny, które cały rok spędziły ze mną w Henrykowie. Asia Idziaszek (teraz Król) i Marylka Moczulska (teraz Bucyk) były w PSNR w latach 1972- 74, czyli odbierały dyplomy technika nasiennictwa rolniczego rok przede mną.

Joanna Idziaszek z branżą nasienniczą związała się od dziecka. Bawiła się na podwórzu przy ul. Berwińskiego we Wschowie kiedy tuż obok, na ich polach zaczęto budować nowy zakład, Centralę Nasienną. Na ówczesne czasy był to obiekt nowoczesny, zapamiętany jako jeden z nielicznych strategicznych magazynów rezerw państwowych. Urodzona we Wschowie Joanna w okresie szkolnym była lekkoatletką. Osiągała spore sukcesy w biegach i skokach. Po ukończeniu miejscowego liceum zastanawiała się nad dalszą drogą życiową i wtedy z podpowiedzią zgłosił się absolwent PST w Henrykowie, wzmiankowany powyżej Henryk Radomski. To on namówił Asię do nauki w swojej szkole. Kiedy się dostała, miała szczęście być wychowanką profesora Tadeusza Marcinowa, specjalisty od sportu. Mogła tu zdobywać atrakcyjny zawód i realizować się w sporcie. Zaliczyła z nim wiele imprez sportowych, ale i złamanie nogi.

Henrykusy w moim domu; od lewej Romek i Asia Królowie oraz Jurek Bruski.

Pracę zawodową po szkole podjęła w głogowskiej delegaturze Centrali Nasiennej we Wschowie. Po 9 latach, zniechęcona dojazdami i potrzebami bycia na miejscu ze względu na córkę, złożyła wymówienie. Udało się, bez straty czasu, zatrudnić się w dziale handlowym wschowskiej CN. Po zmianach systemowych znalazła swoje miejsce w administracji gminnej oświaty, gdzie doczekała wczesnej emerytury.

Maryla pochodziła ze Strzegomia, ale kiedy jej ojciec Mieczysław Moczulski w 1976 roku zmienił miejsce pracy głównego księgowego w Stadninie Koni i przeniósł się na analogiczne stanowisko w POHZ Osowa Sień, trafiła z nim do Wschowy. Miała za sobą dwuletni okres pracy na stanowisku inspektora kontroli i skupu w Herbapolu, oddział Stanowice. We wschowskiej Centrali Nasiennej była laborantką do likwidacji firmy około 1990 roku, a potem aż do emerytury księgową w tym samym miejscu, ale pod innym, sprywatyzowanym szyldem.

Stanisław i Maria Bucykowie na zjeździe w Lubiatowie w 2017 r.

Kiedy moja instytucja, Inspekcja Ochrony Roślin połączyła się z Inspekcją Nasienną (2002 rok), zacząłem bywać w firmie następczej po dawnej CN, która teraz nazywała się Przedsiębiorstwo Nasienno- Zaopatrzeniowe WÓJCIK Sp. Jawna. Chodziłem tam na kontrolę. Wówczas, po transformacji ustrojowej Asia pracowała już poza branżą. Oprócz Maryli dodatkowo odkryłem tam starego wiarusa z Henrykowa, Jurka Strzałkowskiego, który w tej firmie od lat zajmował się obsługą urządzeń technicznych, czyszczalni, suszarni itp. W latach 1969- 71 kolegom był znany jako Jurek z Wyszanowa, ale teraz mieszka już we Wschowie.

Nie pamiętam kiedy mój kolega kierownik przyniósł do biura informację, że w jego bloku mieszkalnym sklep prowadzi absolwent Henrykowa. Wybrałem się tam i poznałem Zygmunta Lewandowskiego, o dziwo, mieszkańca mojej ulicy. Po rozmowie wyjaśniło się, że z Henrykowa w roku 1971 wziął nie tylko dyplom technika nasiennictwa rolniczego, ale i … żonę Stenię Ciekańską. Jej ojciec pracował we wschowskiej cukrowni, więc to ona przyczyniła się do tego, że henrykowska para osiedliła się we Wschowie. Zygmunt był z Wałcza, ale całe dorosłe życie po szkole spędził we Wschowie. Zmarł kilka lat temu. Zostawił żonę i troje dzieci; córkę i dwóch synów.

Zygmunt Gałecki i koleżanki.

Znacznie później, bo już na zjeździe Henrykusów w Złotym Stoku (2010 rok) wypatrzyłem na parkingu auto ze wschowską rejestracją. I nie było moje! Krótki wywiad i poznałem Zygmunta Gałeckiego ze Wschowy, młodszego ode mnie o kilka lat. Od czasu do czasu widuję go tu i ówdzie, czasem na spacerze z dużym psem.

W kręgu mojego komina bywa też Marek Sabat (fot. obok) pochodzący z Dzierżoniowa, ale od lat prowadzący interesy w moim powiecie. Marek był na jednym roku z Asią Król i Marylą Bucyk. Jest właścicielem Ośrodka Wypoczynkowego SABAT położonego w urokliwym miejscu nad Jeziorem Sławskim, w Lubiatowie.

Andrzej Szczudło