Byli z nami na kilku spotkaniach Henrykusów. Mam ich na zdjęciach ze Srebrnej Góry. Bawiliśmy się razem, przeglądaliśmy stare zdjęcia, wspominaliśmy minione henrykowskie czasy, ciesząc się z wzajemnej obecności.
I nagle zmiana! Kolejny raz do Srebrnej Góry na zjazd Jola przyjechała sama. Pytana o tę zmianę, z bólem opowiadała o nagłej śmierci męża Janusza Żurka.
Janusz Żurek urodził się w Krapkowicach 9 grudnia 1954 roku, w jednostce wojskowej, dlatego, że jego ojciec był wtedy zawodowym wojskowym. Kiedy miał 6 lat, razem z rodzicami przeprowadził się na Śląsk – do Raciborza. I to właśnie tutaj ukończył szkołę oraz… należał do chóru. Po liceum przez 2 lata studiował w sławnym Henrykowie, a następnie w filii Akademii Rolniczej w Rzeszowie ukończył Ekonomikę i Mechanizację Rolnictwa. Przyroda i dbanie o rośliny zawsze było jego największą pasją. Do czasu. Aż poznał swoją żonę – Jolę. I wtedy rodzina stała się dla niego najważniejsza! A, że Jola również uwielbiała naturę, wspólnie rozwijali swoje zainteresowania, uprawiając pomidory (i nie tylko) w ogrodzie przy domu w Brzeziu (dzielnica Raciborza) – skąd pochodziła Jola.
Po studiach Janusz pracował w PGR Racibórz, niestety po zmianie ustroju musiał się przebranżowić i w 1991 rozpoczął pracę w bankowości.
Wspólnie z Jolą doczekali się trójki wspaniałych dzieci; Karoliny, Miłosza i najmłodszej Hani. Całą rodziną nieraz zwiedzali Polskę, poznając nowe miejsca, w tym również Henryków, do którego Janusz zawsze miał ogromny sentyment.
Po śmierci Janusza, nie było łatwo, ale Joli, która jest bardzo zaradną ślązaczką udało się wykształcić wszystkie dzieci, które świetnie sobie radzą.
Z Jolą Żurek mam kontakt internetowy. Nie przyjeżdża już na kolejne zjazdy, ale stale potwierdza, że ma Henrykusów w dobrej pamięci, a ostatnio zaprasza nas na zjazd do siebie, do Raciborza.
Kto wie czy nie będzie to miejsce naszego spotkania w przyszłym roku?
Andrzej Szczudło