Moim pierwszym wrażeniem związanym z przyjazdem do Henrykowa była wielkość obiektów, w których mieściła się szkoła, internaty, kościół i inne budowle na terenie kompleksu poklasztornego Cystersów. Powalający, onieśmielający widok. Siłą rzeczy zetknęliśmy się nie tylko z historią ale i z piękną architekturą tego miejsca. Zachwycały mnie też bajeczne ogrody z finezyjnymi pawilonami, rzeźbami ogrodowymi, tarasami we włoskim stylu, a także przyległy park pełen starych, potężnych drzew, które na początku września wielobarwnie mieniły się w słońcu.
Kościół przylegający do skrzydła głównego budynku szkoły, to miejsce które należało zobaczyć i o ile dobrze pamiętam to już w pierwszym dniu zabrał nas tam wychowawca p. Tadeusz Marcinów. Kościół zrobił na mnie wrażenie. Urzekał przepychem barokowego wystroju wnętrza, monumentalizmem i tajemniczością. Zachęcał do kontemplacji, urzekał mistycyzmem i ekscytował. Kościół pełnił funkcję kościoła parafialnego, a na codzienne msze uczęszczała spora grupka naszej młodzieży.
Połowę jednego ze skrzydeł obiektu, od strony tarasu, zajmowali duchowni – cystersi. Drugą połową tego skrzydła był internat żeński, a potężne, zaryglowane na głucho drzwi dzieliły obie przestrzenie. Czasem dziewczyny z internatu żartowały z tej bliskości zakwaterowania i możliwości wzajemnego podsłuchiwania się. Panowała zasada: przechodząc obok drzwi nie kląć, nie piszczeć, nie używać brzydkich słów, nie gorszyć cystersów.
Pamiętam dwóch cystersów, którzy w salkach przykościelnych prowadzili religię dla młodzieży. Byli to ks. Hieronim (imię zakonne), Gustaw Sołtys i ks. Jacek (imię zakonne), Edward Treter.
Katechezą dla młodzieży zajmował się głównie ks. Jacek. W tamtych czasach nauka religii odbywała się w salkach przykościelnych i mimo panującego tam chłodu młodzież przychodziła chętnie na popołudniowe lekcje. Nauczanie religii w wykonaniu ks. Jacka było zresztą szczególne. To nie była bezkompromisowa indoktrynacja jakiej się spodziewaliśmy. To były prawdziwe wykłady z filozofii, począwszy od myśli ludzkiej w starożytności, po współczesność, wówczas jeszcze socjalistyczną.
Byłam zafascynowana wykładami z zupełnie nowej dla mnie dziedziny, ale też zauroczona niepozorną, skromną, a jakże pełną wiedzy osobą księdza. Ten wysoki, „nienachalny z urody”, przeraźliwie chudy, przygarbiony ksiądz przez dłuższy czas był moim guru, autorytetem, mentorem. Przeczytałam od deski do deski trzytomową „Historię filozofii” profesora Tatarkiewicza po to by mieć pretekst do dyskusji i nie siedzieć na religii z oczami wlepionymi w księdza jak w wyrocznię. Ten okres zauroczenia oczywiście minął, przyszły inne fascynacje, jak to bywa w życiu. Do dziś jednak chętnie sięgam do dzieł wielkich myślicieli.
Ksiądz Jacek trzy lata później został przeniesiony do siedziby głównej Cystersów w Szczyrzycu. Publikował w wydawnictwie PAX, napisał kilka książek i setki artykułów prasowych. Był też autorem haseł do III pierwszych tomów Encyklopedii Katolickiej. Po kilku latach opuścił cystersów (ponoć z powodu niepokorności hierarchicznej) i żył poza zakonem, ale po śmierci pochowano go wśród zakonników w Szczyrzycu.
Księdza Hieronima Sołtysa przeniesiono również do Szczyrzyca, a następnie do Gdańska-Oliwy. Tam też jest pochowany.
Czemu piszę o księżach z czasów swojej młodości? Mieli wpływ na ludzi młodych, ich kształtujące się światopoglądy. Uczyliśmy się dopiero żyć samodzielnie, poza domem. To z jakimi ludźmi zetknęliśmy się w naszej historii wiele nas nauczyło. Wykłady księdza Jacka to taki kamyczek wrzucony do ogrodu naszych myśli i spostrzeżeń. Cenny kamyczek, warty przypomnienia.
Halina Kruszewska