Licznik odwiedzin:
N/A

Nic dwa razy…

Drugi raz w życiu Henrykusa przytrafia mi się taka przygoda. Jadę do kogoś w odwiedziny, a tu … imieniny!

Pierwszy raz miałem taką sytuację dawno temu, jeszcze w latach 90. kiedy podróżując z rodziną znalazłem się w Ćmielowie (Świętokrzyskie). Wiedząc, że z tej miejscowości pochodził mój kolega Krzysiek Wójcikowski, zacząłem o niego rozpytywać mieszkańców. Dowiedziałem się, że od lat już tu nie mieszka, wyprowadził się do Ostrowca Świętokrzyskiego. Nie poddałem się i znalazłem go tam nawet nie mając adresu. Za stołem przy butelce siedział jego szwagier. Nie zrozumiałem kontekstu i dopiero po opuszczeniu domu skojarzyłem datę; było to 25 lipca… w imieniny Krzysztofa!!! Opisałem tę sytuację szczegółowo tu: Czarny Wrzesień – Henryków sentymentalnie (henrykusy.pl)

W znanym wierszu Wisława Szymborska przekonuje, że „Nic dwa razy się nie zdarza”, u mnie było inaczej! Świętując 3 Maja wybrałem się do Wrocławia z zamiarem odwiedzenia koleżanki, oczywiście Henrykuski. Z racji, że szewc może chodzić bez butów, zadbałem o kwiaty. Maryla ucieszyła się, chociaż w domu różnych akcesoriów kwiatowych było wiele. W długiej rozmowie, opowiedziała nam (byłem z żoną Aldoną) o swojej drodze zawodowej po Henrykowie, w której kwiaty były elementem dominującym. Opowieść była fascynująca, tak jak i życie koleżanki, i zasługuje na szerszy opis. Postaram się o to w niedługim czasie. W połowie spotkania u Maryli olśnienia doznała moja żona. – Czy ty dziś nie masz imienin?- spytała. Odpowiedź była twierdząca. Okazało się, że intuicja nas nie zawiodła, przyjechaliśmy do solenizantki z kwiatami i słodkim upominkiem.

Andrzej Szczudło

Przy okazji przypomnienie pełnego tekstu słynnego wiersza naszej Noblistki:

Nic dwa razy się nie zda­rza
i nie zda­rzy. Z tej przy­czy­ny
zro­dzi­li­śmy
się bez wpra­wy
i po­mrze­my bez ru­ty­ny.

Choć­by­śmy ucznia­mi byli
naj­tęp­szy­mi w szko­le świa­ta,
nie bę­dzie­my re­pe­to­wać
żad­nej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie po­wtó­rzy,
nie ma dwóch po­dob­nych nocy,
dwóch tych sa­mych po­ca­łun­ków,
dwóch jed­na­kich spoj­rzeń w oczy.

Wczo­raj, kie­dy two­je imię
ktoś wy­mó­wił przy mnie gło­śno,
tak mi było, jak­by róża
przez otwar­te wpa­dła okno.

Dziś, kie­dy je­ste­śmy ra­zem,
od­wró­ci­łam twarz ku ścia­nie.
Róża? Jak wy­glą­da róża?
Czy to kwiat? A może ka­mień?

Cze­mu ty się, zła go­dzi­no,
z nie­po­trzeb­nym mie­szasz lę­kiem?
Je­steś – a więc mu­sisz mi­nąć.
Mi­niesz – a więc to jest pięk­ne.

Uśmiech­nię­ci, współ­o­bję­ci
spró­bu­je­my szu­kać zgo­dy,
choć róż­ni­my się od sie­bie
jak dwie kro­ple czy­stej wody.

*Od Edy­to­ra:

Wiersz po­cho­dzi z to­mi­ku Wołanie do Yeti (1957), po raz pierw­szy zo­stał opu­bli­ko­wa­ny w cza­so­pi­śmie Twórczość (1955).

źródło: https://poezja.org/wz/Wislawa_Szymborska/106/Nic_dwa_razy