„Odwiedziny” to słowo, które elektryzowało chorych w szpitalach, lokatorów DPS, żołnierzy służby zasadniczej czy wreszcie… osadzonych w więzieniu. Zdarzało się jednak czasem, że używał go dyżurny internatu w szkołach henrykowskich.
Osobiście odwiedziny w Henrykowie miałem tylko raz. Niespodziewanie, bo bez zapowiedzi (telefony były wówczas rzadkością) odwiedził mnie Tato, Zygmunt Szczudło (foto obok). Jego pojawienie się w progach naszej szkoły było tym bardziej niespotykane, że mieszkał 700 km od Henrykowa.
Jak się potem okazało, Tato był w podróży służbowej do niedaleko odległego od Henrykowa Brzegu Dolnego. Pracując na stanowisku kierownika Składnicy Maszyn Rolniczych GS w Sejnach był zobowiązany zabiegać o zaopatrzenie. Wybrał się z kierowcą po towar, a przy okazji „wpadł” do syna. Nie muszę przekonywać jak mi było miło.
Wśród henrykowskich wątków związanych z moim ojcem jest też inny. Podczas jednego z pobytów wakacyjnych pod Sejnami Tato opowiadał mi, że kiedyś zgłosił się do niego jakiś pan z prośbą o wsparcie w zakupie deficytowych maszyn rolniczych. W rozmowie towarzyszący rolnikowi starszy pan powoływał się na znajomość ze mną. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że był to nie kto inny, a dr Zbigniew Urbaniak. Prawdopodobnie miał w naszych stronach znajomych, u których spędzał czas urlopu.
Andrzej Szczudło