Wspominam Henryków mile, zwłaszcza „ życie” w internacie żeńskim, gdzie dzieliłam pokój z fantastycznymi dziewczynami: Halinką Różycką (Kruszewską), Izą Maćkowiak, Marylą Siubielską. Maryla była z nami niestety tylko rok. Zaliczyła „wpadkę” u Trawińskiego i już nie było powrotu. Zostałyśmy w trójkę, ale nie było nudno. Zwłaszcza przy Halince, która miała (i nadal ma)„artystyczną duszę”, szalone pomysły i uwielbiała wówczas tzw. artystyczny nieład.
Był taki okres, że dyrektor szkoły Władysław Szklarz kontrolował porządek w pokojach dziewczyn, zaglądał nawet do szaf. Nas to oburzało, bo przecież byłyśmy już pełnoletnie. Podczas jednej z kontroli otworzył szafę, którą miałyśmy wspólną. A tam z półki w szafie, wręcz wyzywająco, zwisała Halinki pończocha zawieszona na żabce pasa. Nie wiem do dziś czy to Halinka zrobiła specjalnie, ale Szklarz tak szybko zamknął szafę jak ją otworzył. Później już nas omijał i kontrolował tylko dziewczyny z technikum.
Halinka to był prowodyr do wszelkich ucieczek, zwłaszcza z zajęć praktycznych. Ogławianie buraków w Muszkowicach kończyło się na jednym rządku. Dalej był las więc tam znikałyśmy. Wracałyśmy piechotą do Henrykowa, czasem uczepiałyśmy się jakiegoś ciągnika rolniczego, wcześniej nieźle bajerując traktorzystę.
Pamiętam jak Halinka, która już miała wcześniej prawo jazdy na samochód, zdawała egzamin na prawo jazdy ciągnikiem. W przyczepę trafiła idealnie, tylko z taką siłą, że popchnięta przyczepa wywaliła drzwi garażu za internatem męskim. Wszyscy byli przerażeni, egzaminator zaczął wrzeszczeć, a ona mu na to z uśmiechem – „no cóż traktorzystką nie będę, a rodzice zapłacą”.
Każdego ranka budziła nas puszczana przez Andrzeja Kłaptocza, z lokalnego węzła radiowego, piosenka pt.„Jak dobrze wstać skoro świt”. Nie dało się tej skrzynki radiowej w pokoju wyłączyć. Oczywiście leciały w stronę radia różne przedmioty, przeważnie buty. Któregoś razu poleciało jednak coś cięższego, chyba to był Izy „drewniak”. Radio umilkło i zawisło na kablu. Potem Andrzej naprawił nam to radio i trochę zmniejszył głośność, tak że mogłyśmy dłużej pospać.
„Matkowały” nam dziewczyny z wyższego roku PSNR: Alina Grela i Grażyna Łyszkowska. Utraciłyśmy z nimi kontakt, ale zawsze je miło wspominamy. Alinkę – autorytet i Grażynkę, która cierpliwie farbowała naszej Halince włosy na przeróżne kolory.
Każdy dzień w Henrykowie z moimi przyjaciółkami z pokoju był inny, niepowtarzalny. Zawsze rozsądna Iza, której z Halinką, za karę, nosiłyśmy śniadanie do pokoju (Halinka miała tych kar znacznie więcej), wspólne „wywoływanie duchów”. To może śmieszne, ale były takie osoby na roku, które wierzyły, że my to potrafimy.
Przyjaciółkami zostałyśmy z Halinką na całe życie. Dzwonimy, piszemy, spotykamy się i czasem robimy sobie „wycieczkę” do Henrykowa. Tylko, że tam dzisiaj nikt nie chce pamiętać, że była tu szkoła, która w trudnych, komunistycznych czasach utrzymywała ten zabytkowy obiekt, parki i ogrody w sprawności i pięknie. Pomysłem nauczycieli i pracowników Stacji Hodowli Roślin, a także siłą rąk uczniów.
Kosiliśmy trawę, plewiliśmy ogródki, wyrywaliśmy ciągnikiem krzaczyska spomiędzy drzew, aż raz ciągnik z Leszkiem Modrzejewskim przewróciło na tylną oś. Cud, że nic się nie stało.
Sentymenty biorą się ze wspólnych przeżyć: dobrych i złych. Pamiętacie tekst hymnu PSNR? Zaczynał się „My Murzyni z Henrykowa…”
Ewa Nieradka (Plaszczyk) PSNR 1974- 76