Wszystko jest wspomnieniem, z wyjątkiem chwili obecnej. (Tennesse Wiliams)
Skoro tak, to przywołuję rok 1970, kiedy to mury zabytkowego obiektu opuścił pierwszy rocznik Technikum Hodowli Roślin i Nasiennictwa w Henrykowie.
Pół wieku temu?! Czy to możliwe? Jak wtedy wyobrażaliśmy sobie nasz przyszły świat ze świadectwem maturalnym w garści? Jak potoczyły się losy tej grupy ciekawych życia i świata młodych ludzi?
Na te egzystencjalne pytania mieliśmy sobie odpowiedzieć podczas spotkania okolicznościowego w czerwcu 2020 roku. Czas nas jednak zaskoczył. Pandemia. Co zostało z planów? Pozostał albo nawiązał się kontakt telefoniczny z towarzystwem klasowym. W rozmowach zwykle wracamy do „początku”, który nas sprowadził do Henrykowa, do czasu spędzonego tamże, do przygód, doświadczeń, które zebraliśmy, a które stanowiły nasz bagaż na nowe życie. Wszak życie to nie problem do rozwiązania, to przygoda do przeżycia, jak twierdził J.Eldredge.
Do Henrykowa trafiliśmy w 1965 roku po rekrutacji, po egzaminach do „Nowej Szkoły”. Zjechaliśmy do niej z całej Polski. Ci z dalszych okolic stanowili jedną klasę i zamieszkali w internacie. Uczniowie z powiatu ząbkowickiego tworzyli drugą z klas.
Ruszyliśmy z nauką od połowy września. Przez dwa tygodnie pracowaliśmy na terenie obiektu, sposobiąc jego wizerunek zgodnie z potrzebami. A było co robić!
To, co zastaliśmy w środku, po dziś dzień jest obiektem doznań turystów, którym zdarzy się podziwiać sale: Purpurową, Dębową, dawniej Marmurową, dziś Refektarz. Myśmy tam bywali codziennie. Nasze klasy, zwane „gabinetami”, które odremontowano, zachowały dawny wystrój, wyposażone były w nowoczesny sprzęt. Zwykło się mówić, że wnętrze lśniło nowością. Nam dzieciakom stale uświadamiano jakiego zaszczytu dostąpiliśmy ucząc się tam, jak mamy się znaleźć w tym obiekcie i jaka jest jego wartość historyczna.
Nie da się ukryć, byliśmy dumni z „naszej szkoły”. Wszak znaliśmy inne i mogliśmy już porównać jak może być inaczej. Sprawcą tych zaistniałych zjawisk dla nas uczniów technikum, był groźny, tajemniczy starszy pan, z nieodzowną laseczką przechadzający się energicznym krokiem po długich korytarzach pocysterskiego klasztoru. Był to Dyrektor Jan Szadurski.
Wiedzieliśmy, że w kilka miesięcy tego roku zrujnowany obiekt doprowadził do stanu używalności, przywołując jego świetność architektoniczną, wyposażając go w sprzęty, pomoce dydaktyczne i naukowe. Ale szkoła to nie tylko wyposażenie w sprzęty, nawet najnowszej generacji, to przede wszystkim nauczyciele, którzy nas uczyli i wychowywali.
Z perspektywy lat widzę, że jak zawsze i wszędzie, postrzegaliśmy w Nich, w naszej kadrze, tych, którzy od nas ciągle wymagali, się „czepiali”.
Dziś wiem, że dali nam dużo. Zaszczepili, nauczyli, pokazali. Długo by wymieniać ich zasługi, ale pozostaje tylko powiedzieć; fajnie, że Was mieliśmy!
Henrykowska szkoła to nie tylko lekcje w obiekcie, to również zajęcia praktyczne, które miały nauczyć, przygotować do przyszłego zawodu.
Dla mnie to była ucieczka od lekcji, zwłaszcza tych mniej lubianych, to była przygoda, tam się działo… Zajęcia odbywały się w trzech grupach, w różnych miejscach, w każdej z innym nauczycielem. Kombinowaliśmy, co zrobić, aby czas miło i szybko upłynął!
Tym, co rozbudzało naszą ciekawość świata były liczne wycieczki dydaktyczne i krajoznawcze, to wakacyjne obozy wędrowne.
Uzupełnialiśmy nasze zainteresowania w różnych „kołach zainteresowań”, działały różne sekcje rozwijające umysł i ciało.
Odrębną i jakże urozmaiconą działalność prowadziła drużyna harcerska, pod wodzą niestrudzonej, skromnej i kochanej Pani Barbary Czarnoleskiej. Na jej zbiórkach miały miejsce wszelkie harcerskie igrce, rytuały i obowiązki statutowe.
To były przede wszystkim wyprawy turystyczne po Polsce, z czasem i dalej. Przez cały rok kalendarzowy odbywały się rajdy po górach. Latem wędrowaliśmy wybrzeżem Bałtyku. Dotarliśmy do przeróżnych zakątków kraju.
Dla wielu z nas te harcerskie wyprawy stały się w dorosłym życiu zwykłą potrzebą poznawania, sięgania dalej i po więcej. Przyczyniły się do zdobywania nie tylko punktów na szlakach turystycznych, ale również sięgania po miano przewodników turystycznych, pilotów wycieczek krajowych i zagranicznych. A wszystko zaczęło się od wyprawy do pobliskich Muszkowic, do Skalic…!
Minęło 5 wspaniałych, beztroskich lat w henrykowskich murach. Kończyła się przygoda henrykowska. W czerwcu 1970 roku otrzymaliśmy świadectwa maturalne. Ruszyliśmy na staże zawodowe, na studia. Zaczęło się dorosłe życie. W kraju i poza jego granicami.
Bywaliśmy na zjazdach szkolnych, klasowych. Widujemy się w małych grupach towarzyskich.
Marzyliśmy, aby spotkać się po 50 latach!!! Prawda, że brzmi to niesamowicie?
Skoro nie w 2020 to może w następnym? Wszak będzie to rok naszych […] urodzin i też dobrze. Tego się trzymajmy! Każda okazja jest dobra, aby się spotkać i zaśpiewać „Sto lat!”
Wywołuję do tablicy następnych. Mój ulubiony pisarz Carlos Ruiz Zafon powiedział: „Niewiele rzeczy tak oszukuje jak wspomnienia!” Ale tyle nam wolno, przywołajmy je!!!
Pozdrawiam, życzę Henrykusom spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i zdrowia w Nowym Roku 2021! Będzie nam potrzebne, tyle toastów przed nami!!!
Z koleżeńskim pozdrowieniem
Barbara Przybyszewska