Lato w pełni, wakacje trwają. Jako emeryt mam wakacje już na stałe, ale wspominam sobie te zaraz po szkole, w 1975 roku. Różne myśli chodziły mi wtedy po głowie, ale dominowała ta, że ostatnie w życiu wakacje powinny być nietuzinkowe. W tej nadziei wybrałem się z Jurkiem Bruskim do Stacji Hodowli Roślin Żelazno k. Wejherowa gdzie wakacyjną praktykę miały dziewczyny z młodszego rocznika. One miały obowiązki na polach Stacji Hodowli Roślin, my- już absolwenci henrykowskiej szkoły, tylko wypoczynek. Zainstalowaliśmy się w namiocie obok starego dworku, w którym przydzielone kwatery miały nasze dziewczyny.
Już na początku pobytu zorientowały się one, że nad pobliskim jeziorem, gdzie po południu chodziliśmy się kąpać, swój letni obóz rozbili klerycy z Katowic. Od tego czasu pobożność praktykantek zdecydowanie wzrosła. Zwykle, jak typowe katoliczki, uczestniczyły w mszach świętych raz w tygodniu, w niedzielę. Tutaj było inaczej. Msza odprawiana była codziennie rano, w niezwyczajnej scenerii, przy zaimprowizowanym ołtarzu nad brzegiem jeziora. Można powiedzieć, że atmosfera tu była intymna, bo oprócz kilku kleryków uczestniczyły w niej tylko nasze koleżanki (czasem ja z Jurkiem). Zrozumiałe więc, że towarzystwo zaczęło się bliżej poznawać i integrować. Schemat spotkań tylko przy okazji mszy pierwszy zaczął łamać kleryk Marianek. Przychodził na dziewczyńską kwaterę i angażując się w długie rozmowy pozostawał do późnej nocy. Był z nim kłopot, bo w perspektywie wstawania następnego ranka, dziewczyny chciały iść spać, a żadna nie miała odwagi bezpośrednio mu o tym powiedzieć. Nie wiem jak z tym w końcu poradzono, bo mój wakacyjny pobyt w Żelaźnie nie trwał długo. Wiem jednak jakie były skutki wakacyjnych „praktyk” dziewcząt z Henrykowa. Jedna z nich z grona kleryków wyłuskała sobie męża, z którym stworzyła przykładną rodzinkę. Kolejne przyjaźnie sprawiły, że kilku z kandydatów na księży nie wytrzymało zmagania z celibatem i wyszło do cywila. Jak potoczyły się ich dalsze losy nie wiem, ale z przekonaniem wspomnę, że był to czas „ogniowej próby” dla rozmodlonych kleryków.
Wakacjusz Andrzej Szczudło