W opowieściach mężczyzn, którzy trafili na naukę do Henrykowa często pojawia się wątek wojska. Temat ten, po nieudanym starcie na studia, mieli z tyłu głowy. Powszechnie było wiadome, że Wojskowe Komisje Uzupełnień upomną się o każdego zdrowego mężczyznę w stosownym wieku. Po maturze podjęcie dalszej nauki w szkole policealnej, zwłaszcza po LO, które nie dawało zawodu, gwarantowało spokój od woja na dwa lata. Kiedy minęły, problem powracał. Na tym etapie rozwiązań było kilka. Jedno to dostanie się na studia i skrócenie służby wojskowej o połowę. Drugi- przejęcie gospodarstwa rolnego po rodzicach. Kolejnym rozwiązaniem było – pójście w rodzinę. Żonkoś i ojciec dzieciom miał szansę przed obowiązkową służbą się wybronić. Rzadko stosowanym wybiegiem mogło być wstąpienie do syminarium duchownego. Nie słyszałem o Henrykusie, który chciałby z tego skorzystać.
Komuś, kto nie skorzystał z tych wszystkich możliwości zostawało poddanie się losowi i czekanie na kartę powołania. Nie wiem ilu mężczyzn z mojego rocznika dosięgła ta dolegliwość. Z pamięci mogę wymienić Andrzeja Kłaptocza, Krzysztofa Reka, Piotra Mazura, Zbigniewa Szczotkę i niżej podpisanego.
Kilku z nich w czasie służby wojskowej odwiedziło Henryków, z czego zostały nawet zdjęcia i wpisy w kronice rocznika.
Opracowanie tekstu i zdjęć: ASz.