Licznik odwiedzin:
N/A

Mostek na Oławce

Z cyklu: Opowieści Sławoja

W początkowych latach istnienia Państwowej Szkoły Technicznej Techników Nasiennictwa i Laborantów zwykle trafiali do niej ludzie dorośli, już pracujący, przeważnie kierowani przez Centrale Nasienne. Dorośli, czyli gotowi i chętni do podjęcia największych wyzwań jak np. poszukiwanie partnera na chwilę lub nawet na życie. Mimo, że studenci byli ulokowani w klasztornych celach, czy studentki w pokojach w pałacu, myśli mieli wcale nie klasztorne, a często wręcz przeciwnie, bezbożne. Rozglądali się wokół siebie i nierzadko brali na cel co ciekawsze „Pokusy”. W ten sposób zawiązywały się sympatie. Doskonałym „czyśćcem spacerowym” dla zadurzonych był park henrykowski, a w parku kilka romantycznych miejsc, między innymi drewniany mostek. Istotne, że drewniany, bo gdy się po nim szło, trzeszczał, sprawiał wrażenie niestabilnego, a i deski bywały trochę „uszkadzane”, co dodatkowo wpływało na wyobraźnię Pokusy a Jemu pozwalało bardziej się Nią „opiekować”.

On i One na mostku. fot. Archiwum

Lokalizacja mostku, chociaż przypadkowo wynikała z trasy przepływu rzeczki zwanej Oławką, miała nadany głębszy sens. Tuż za mostkiem był tzw. Weimar, czyli miejsce pochówku rodzin dawnych właścicieli. Zaciemniona dróżka przez park, stare grobowce ulokowane w gąszczu zieleni wśród wielkich, majestatycznych, przerażających w nocy drzew, które niejedno widziały, stwarzały atmosferę tajemniczości i strachu. Szumiały, trzeszczały, co bardzo potęgowało „grozę sytuacyjną”, pozwalającą wykazać się bohaterstwem męskiej części spaceru. Krążyły więc chętnie opowiadane, zmyślane i koloryzowane w jednym celu różne straszne opowieści o duchach i strachach, które jedni skwapliwie wymyślali a inne w nie wierzyły. I strasznie się ich bały! Przerażonym „ochom i achom” na takich spacerach nie było końca. Dziewczyny miały „powody” tam się bać. A jak się bały to ze strachu szukały „obrony” u akurat będącego pod ręką, przy nodze, czy ustach partnera, który przeważnie „pomocy i obrony nie odmawiał”. I dzielnie Pokusę bronił i wspierał. Dlatego mostek koło Weimaru chętnie był wybierany na wieczorne spacery. Mostek drewniany, szeroki, był bardzo pojemny i towarzyski. Pozwalał nieraz na spotkania nie tylko jednej pary, a szerokie poręcze były bardzo wygodne, miały różne zastosowania. Często służyły za stolik pod „akurat” będącą pod ręką butelkę czy kieliszki, do podparcia lub siedzenia, obrony przed duchami i namiętnych, bardzo skutecznych prób wzajemnego „oczyszczania” z bezbożnych myśli.

Tym razem tylko One. fot. Archiwum

Często były to młodzieńcze czy dziewczęce porywy namiętności.

Kilka takich spotkań jak u Mariana Fiołka, Andrzeja Kiszko vel Hossa z rocznika 1969-1971, Rolanda Białeckiego z rocznika 1968- 70 pozwoliło spełniać się zawodowo w rolnictwie, ale też na długie lata, zaowocowało małżeństwami do grobowej deski.

Sławoj Misiewicz