Pod takim tytułem wrocławskie pismo „Słowo” w nr 41 z 23- 29 października 2002 roku zamieściło wywiad z dr inż. Władysławem Szklarzem, pierwszym burmistrzem Wiązowa. Dla nas ten sam Władysław Szklarz znany był jako dyrektor szkół w Henrykowie, następca dyrektora Jana Szadurskiego. Autor wywiadu red. Andrzej Kaczmarek skupił się na działalności samorządowej dyrektora Szklarza, co z pewnością zaciekawi też Henrykusów. Poniżej cytujemy obszerne fragmenty tego wywiadu.
– Jak Pan po tych kilku latach wspomina okres, w którym pełnił Pan w Wiązowie funkcję burmistrza?
– Były to cztery lata pierwszej próby samorządności. Wielu rzeczy trzeba się było uczyć od nowa. Ale sądzę, że szybko nauczyliśmy się pracować w nowej samorządowej rzeczywistości. Ta samorządność była wówczas nie nastawiona na grabienie majątku na własne potrzeby; była to rada bardziej społeczna. Ówcześni radni nie nabyli jeszcze złych nawyków. Dlatego praca ta była przyjemna. Pracowało mi się bardzo dobrze, zarówno z Radą jak i Zarządem. Nie było sytuacji konfliktowych, poza jedną obywatelką, która zawsze miała jakieś pretensje.
– Właśnie, osoby które pamiętają pracę Rady pierwszej kadencji, mówią, że była to grupa ludzi, z jednej strony społeczników, z drugiej strony „przedwojennych polityków”, wśród których wielu zabierało głos, wielu miało własne zdanie i prawie wszyscy próbowali się przyczynić do rozwoju gminy…
– Zgadza się. Nie powstały wówczas grupy mające swoje własne interesy. Coś takiego stworzyło się w następnej kadencji, a skutki tego znamy. Było to groźne dla samorządności. Niemniej jednak postęp w gminie jest. Powstała oczyszczalnia ścieków, wysypisko śmieci. Budowana jest kanalizacja.
– Widać, że wie Pan co się w gminie dzieje…
– Odwiedzam Wiązów praktycznie co miesiąc i cieszę się, że przyjeżdżając tu spotykam wielu życzliwych ludzi. Wiele osób do dziś mnie pamięta. Czas pracy w Wiązowie wspominam bardzo dobrze.
– A ja wyglądały Pana relacje z pracownikami Urzędu?
– Z pracownikami moje stosunki były bardzo dobre. Miałem pewne zasady, których przestrzegałem. Pierwsza to taka, że pracownik powinien dobrze zarabiać, ale trzeba też od niego wymagać. Jak się zapłaci to można wymagać. Druga zasada to taka, że na danym stanowisku osoba nie powinna dłużej pracować jak sześć do ośmiu lat. W innym przypadku człowiek nabiera pewnej rutyny. Nowy pracownik przychodząc, widzi pewne rzeczy inaczej i to powoduje dalszy rozwój. Oczywiście nie zawsze można pracowników zmieniać.
– Wspomniał Pan o jednej ważnej dla Pana zasadzie, że osoba nie powinna zbyt długo pozostawać na tym samym stanowisku. Jak Pan uważa, czy wójtowie i burmistrzowie powinni przez wiele kadencji pełnić swoje funkcje? Na przykład, Prezydent Polski może pełnić tylko dwie kadencje…
– Uważam, że powinna być tylko dwukadencyjność, i szkoda, że Sejm nie wprowadził tego projektu, chyba dlatego, że komuś na tym zależało. Tak jest w USA, we Francji, że po dwóch kadencjach osoba sprawująca podobny urząd musi odejść, choć po przerwie może wrócić jeśli jest wystarczająco dobra. W naszym przypadku jest to złe, gdyż zawiązują się pewne układy, których burmistrz czy wójt, choćby chciał uniknąć, to nie uniknie. Zdrowiej dla demokracji byłoby gdyby burmistrz czy wójt po dwóch kadencjach odchodził, a mógł ewentualnie powrócić po przerwie.
– Wiązowianie zetknęli się po raz pierwszy z Panem jako z dyrektorem SHRO Siecieborowice. Następnie został Pan burmistrzem Wiązowa. Która praca była trudniejsza?
– Nie są to porównywalne ze sobą stanowiska. Tam był zakład produkcyjny i praca w zakładzie rolnym była trudniejsza. Choć jak wiadomo radziliśmy sobie wówczas bardzo dobrze. Miałem też trzecią dewizę- nie zaciągania kredytów, czego nauczyłem się jeszcze od mojego ojca. Teraz wiem, że w dzisiejszych czasach kredyty są niezbędne by lepiej funkcjonować i pewne sprawy skuteczniej załatwić. Siecieborowice nawet w najtrudniejszym okresie nie miały żadnych długów, a to była rzecz ważna. Wówczas potrafiliśmy inwestować i prowadzić budowy. Gdybym nadal był dyrektorem tego zakładu, to kto wie, czy nie ukończylibyśmy budowy pozostałych bloków na ul. Biskupiej.
– Za Pana kadencji o gminie Wiązów pozytywnie mówiono w całym regionie. Z czego to wynikało?
– Działo się to dzięki współpracy z Radą i pracownikami Urzędu. Jako jedni z pierwszych w Polsce i pierwsi w województwie zwodociągowaliśmy całą gminę. Był to duży wysiłek i przez to nie zrobiło się wielu innych rzeczy. Ale było to słuszne, gdyż od wielu lat ludzie na wsiach mają wodę.
(…)
– Jest Pan częstym gościem w Wiązowie. Jak mieszkańcy gminy Pana przyjmują gdy się spotykacie?
– Powitania czasami są tak serdeczne, że zdarzają się nawet pocałunki, choć ja do pocałunków to nie jestem aż tak skory. Przykładowo dzisiaj, jeden z mieszkańców powitał mnie takimi słowami: „O, Pan burmistrz do nas przyjechał”, a ja nie jestem przecież burmistrzem. Takie przywitania są dla mnie bardzo miłe. Myślę, że jako burmistrz starałem się załatwiać sprawy najlepiej jak umiałem.
– Czym się Pan się dzisiaj zajmuje na co dzień?
– Lubię pracować i teraz realizuję duże zadanie jakim jest stworzenie biografii i życiorysów ludzi, którzy pochodzą z moich rodzinnych stron- Buczacza. Jest to ciekawa i pracochłonna pasja. Wspólnie, wraz z infułatem z moich rodzinnych stron, próbujemy odbudowywać cmentarze oraz kościoły na wschodzie. Towarzystwo Miłośników Lwowa organizuje co miesiąc spotkania, na których wiele rzeczy się omawia. Czas spędzam czynnie i pracowicie.
(…)