Licznik odwiedzin:
N/A

W tadziowych progach

Od czasów ukończenia PSNR w Henrykowie obkolędowałem już wielu kolegów i koleżanek. Do niektórych z racji większej atencji lub dlatego, że mieszkali po drodze, docierałem wielokrotnie. Tylko raz, kilka lat temu byłem w Marszowicach koło Oławy z odwiedzinami u Tadeusza Wolańskiego. I chociaż w latach szkolnych Tadek grał w drużynie Południa, kiedy ja w Północy, a więc graliśmy przeciwko sobie, lubimy się i chętnie spotykamy. Przeważnie dzieje się to na naszych zjazdach (lub spotkaniach jak niektórzy wolą to nazywać) w Henrykowie lub innych miejscach. Na tegorocznym zjeździe w Trzemesznie Tadeusza nie było. Niby wiedziałem dlaczego, ale wolałem to sprawdzić. Okazja nadarzyła się w ostatni weekend września. Uczestniczyłem w Konferencji Genealogicznej GENEAMI w Brzegu, skąd tylko żabi skok do Marszowic. Po sobotnich wykładach ruszyliśmy do Tadeusza. Oboje z żoną zostaliśmy tam godnie przyjęci. Zastaliśmy małżonków w dobrym zdrowiu i świetnym nastroju. Kilka godzin spędziliśmy na interesujących rozmowach. Poznaliśmy jednego z dwóch synów Tadeusza i Teresy. Zostaliśmy też u nich na noc. Odjeżdżając w niedzielę z prezentem, torbą laskowych orzechów z dużego ogrodu Wolańskich, usłyszeliśmy, że jest szansa na rewizytę. Nasi przyjaciele wpadną do nas w drodze do syna, który mieszka w Poznaniu.

Andrzej Szczudło

Antek namierzony

J.Bruski, T.Wolański, A.Brzenska i A.Kłaptocz

Od lat Henrykusy z mojego rocznika i sąsiednich spotykali się w różnym czasie i miejscach. Decydując się na takie spotkania, organizatorzy szukali równych rocznic ukończenia szkoły i standardem było rozpoczynanie imprezy od spotkania w Henrykowie, naszej mekkce. Z czasem równe daty nie były już tak ważne, a miejsca spotkań bardziej oddalone od Henrykowa. Komplet osób chcących się spotkać był ugruntowany, czasem tylko pojawiał się ktoś nowy. Zwykle w wieczornych Polaków rozmowach na spotkaniu omawiano losy różnych znajomych. Były też luki w wiadomościach, bo niektórzy nigdy na zjazd nie przybyli. Do takich osób należy też powszechnie lubiany w szkole koleś Antoni Brzenska, który po zakończeniu nauki w PSNR, w 1975 roku zaszył się w swoich rodzinnych stronach pod Olesnem. Nie utrzymywał kontaktu z nikim z klasy. Mimo tego, koledzy się nie poddawali. W końcu kilka lat temu namierzyli go telefonicznie, a ostatnio osobiście.

Od lewej: J.Bruska, U.Wolańska, B.Kłaptocz, T.Wolański, A.Brzenska i J.Bruski. Fot. Andrzej Kłaptocz

Do Brzeźnicy, gdzie nasz Antek mieszka, zjazd gwiaździsty zorganizowali Tadeusz, Jurek i Andrzej. Tadeusz Wolański dotarł spod Oławy, Andrzej Kłaptocz z Czechowic Dziedzic, a Jurek Bruski aż spod Miastka. Warto dodać, że najbardziej chyba zaawansowany w utrzymywaniu kontaktów henrykowskich, Jurek Bruski po drodze pod Olesno zahaczył o Wschowę. Przyjechał do nas z żoną Jolantą znaną Henrykusom jako Jaroszewska. Jurek wziął sobie żonę ze szkoły i być może jest to powód jego nadzwyczajnej wdzięczności henrykowskiej Alma Mater.

Spotkanie u Antka Brzenski odbyło się w czwartek, 3 września. Jego uczestnicy dowiedzieli się, że gospodarz jest wdowcem i ma jedną córkę. Być może pojawi się na którymś z najbliższych zjazdów.

Andrzej Szczudło

Andrzej Szczudło, Jola i Jurek Bruscy w Lginiu koło Wschowy.