Licznik odwiedzin:
N/A

Czarny Wrzesień

Po tylu latach od zakończenia szkoły w Henrykowie trudno przypomnieć a może w ogóle uświadomić komu przyszło do głowy, żeby sympatycznemu, inteligentnemu a nawet błyskotliwemu koledze nadać taki pseudonim? Faktem jednak jest, że Krzysiek Wójcikowski miał taką ksywkę i wcale się za nią nie obrażał. A przecież „Czarny Wrzesień” to nazwa palestyńskiej organizacji terrorystycznej, która na początku lat 70. siała postrach wśród państw arabskich.

Krzysiek na spotkaniu w Złotym Stoku. Z lewej Aldona Szczudło, z prawej Bożena Wójcikowska.

Krzyśkowy „terror” nie był groźny, bo to raczej przymus do śmiechu i uczestniczenia w jego żartach. A było ich sporo. Nasz „Czarny Wrzesień” był człowiekiem charyzmatycznym, bardzo dowcipnym, który nie powstrzymywał się przed obśmianiem każdego, kto wpadł mu do głowy. Niżej podpisany też bywał na jego liście celów do „szydery”. Pamiętam jeden przykład. Kiedy na lekcji mechanizacji rolnictwa omawialiśmy kolumnę parnikową, zgodnie z prawdą powiedziałem, że nigdy takiej nie widziałem. Krzyśkowi wydało się to tak niespotykane, że śmiał się jak z dobrego żartu. Wiele razy potem powtarzał, że „kolumna parnikowa zasuwa do Sejn”. Mnie to nie ruszało, bo to nic wstydliwego jeśli było prawdą. W czasie kiedy mieszkałem na wsi pod Sejnami, kolumny parnikowej nie używano. Jednak pamięć mam dobrą i po latach postanowiłem sprawdzić jak takie urządzenia pracują w Ćmielowie, skąd Krzysztof pochodził? W roku 1996, realizując wypracowany plan na wakacje, w dwie pary z dziećmi jechaliśmy zwiedzać Polskę wschodnią. W takich razach nigdy nie zapominałem o notesie z adresami. Ćmielów był po trasie. Zajechaliśmy tam po południu i od razu zaczęliśmy szukać ulicy, gdzie mieszkał nasz kolega. Niestety już tam go nie było. Wyprowadził się, usłyszeliśmy od sąsiadów. A dokąd, zapytałem. Dokładnego adresu nie znali, ale wskazano nam Osiedle Stawki w Ostrowcu Świętokrzyskim. Daleko nie było, ale zbyt daleko, żeby jechać tam nie mając zagwarantowanego noclegu dla dwóch rodzin z dziećmi. Poza miastem znaleźliśmy kotlinę przy drodze, nadającą się do rozstawienia dwóch namiotów i tam przenocowaliśmy. Spało się średnio, bo przeszkadzał silny wiatr (jak w Kieleckiem 😊) i usłyszane w radiu komunikaty o napadach na turystów. Kolega Tadeusz był najbardziej zaspany, bo całą noc uwierał mu toporek zapobiegliwie schowany pod materacem.

Nazajutrz po śniadaniu ruszyliśmy do Ostrowca Świętokrzyskiego. Okazało się, że Osiedle Stawki ma sporo bloków, a w każdym bloku sporo klatek schodowych. Na szczęście nie było jeszcze RODO i spis lokatorów umieszczano przy każdym wejściu. Zostawiłem towarzyszy podróży w samochodach, a sam ruszyłem na poszukiwania kolegi. Byłem bliski zniechęcenia, ale w końcu, jest! Krzysztof Wójcikowski jako właściciel mieszkania. Podekscytowany perspektywą spotkania kolegi po tylu latach i to w jego ojczystych stronach, wszedłem na któreś z pięter. Drzwi otworzył Krzysiek i zdziwiony, ale nie aż tak jak się spodziewałem, zaprosił mnie do środka. A w środku przy stole szwagier i jeszcze jakieś osoby, dokładnie nie pamiętam. Popijali wódeczkę. Nie mogłem skorzystać z zaproszenia do biesiady, bo byłem kierowcą i musiałem zaraz jechać dalej. Pogadaliśmy o starych Henrykusach i w drogę. Dopiero jadąc dalej skojarzyłem datę i okoliczność, dla jakiej zastawiono stół u Wójcikowskich. Było to 25 lipca czyli w dniu imienin Krzysztofa, nie tylko mojego najmłodszego brata, ale i „Czarnego Września”. A ja gapa odjechałem bez złożenia życzeń koledze! Zrobiło mi się przykro. Podwójnie przykro, bo… nie spytałem Krzyśka o kolumny parnikowe z Ćmielowa.

Następnym razem spotkałem tego kolegę w Henrykowie na Zjeździe Henrykusy 2008. Był już nieco inny, schorowany i wyciszony. Rok później przyjechał na Zjazd w Złotym Stoku i to było ostatnie z nim spotkanie.  

Henryków, 2008 r. Od lewej: A.Szczudło, A.Kłaptocz, T.Wolański, B.Wójcikowska, K.Wójcikowski.

Po pewnym czasie od jego żony Bożeny, która sama nie będąc absolwentką szkół henrykowskich kontakty z Henrykusami utrzymuje do dziś, dowiedzieliśmy się, że Krzysztof Wójcikowski zmarł w Ostrowcu Świętokrzyskim 7.10.2010 roku. Jego barwna osobowość, ale i sylwetka kojarząca mi się z Honoriuszem Balzakiem na zawsze zostanie w pamięci.

Z pewnością lepiej zapamiętał „Czarnego Września” jego kolega z pokoju Andrzej Kłaptocz. Był świadkiem wielu „aktywności” charyzmatycznego kolegi, razem też prowadzili internacki radiowęzeł. Może kiedyś da się skusić na wywiad lub sam to opisze?

Andrzej Szczudło