Licznik odwiedzin:
N/A

Ksywka lepsza od nazwiska

Henrykowska Alma Mater- Policealne Studium Nasiennictwa Rolniczego, skupiała ludzi z całej Polski. Słuchacze reprezentowali nie tylko różne miejsca pochodzenia, ale często różny status, różne zainteresowania, odmienne rozumienie rzeczywistości. Liczne były, mówiąc nie bez kozery… oryginały! A oryginały zasługiwały na ksywkę. Zwykle wymyślali je zdolni koledzy, kiedy zauważali u delikwenta dziwne nawyki, niespotykane u innych zachowania, czasem odmienny wygląd. Wspomnę tu o kilku osobnikach obojga płci z czasów mojego pobytu w Henrykowie (1973- 75).

Dotychczas pisałem o Czarnym Wrześniu, wymieniałem Otta, ale pominąłem wielu innych. Wdzięczną ksywkę Bubu miał nasz kolega, miłośnik gry w piłkę nożną. Był i jest powszechnie lubiany przez społeczność henrykowską, bywa na zjazdach, ale teraz nikt już na niego Bubu nie woła. Gdyby się wnuki dowiedziały…

Podobnie koleżanka nazwana Dżimi, wciąż aktywna w naszym kręgu już chyba nie używa swojej ksywki. Swoją drogą nie bardzo wiadomo skąd się ona wzięła. Wiedziałby więcej o tym kolega nazywany Panienką, ale od dawna już na zjazdach nie bywa. Zagraniczną ksywkę liderowi na tych stronach Jerzemu B. nadał nasz chwacki kolega z Kalisza. Już pewnie się nie dowiemy dlaczego nazwał go Dżersejem (Jersey), bo autor ksywki na naszych salonach nie bywa. Były w PSNR również dwie Myszy, obie Danuty. Trzymały się razem jak na prawdziwe myszy przystało, ale trwale rozstały się po szkole. Tylko jedna utrzymuje kontakty z koleżeństwem.

Przez przejęzyczenie do naszego kolegi przylgnęła ksywka Agatek. Przyczyną był fakt, że kiedyś nazwał tak prawdziwego gagatka. Koledzy mu tego nie darowali.

W kręgu naszych przyjaciół z ksywką jest Badyl, ale wystarczy na niego spojrzeć (zadzierając głowę do góry), aby zrozumieć dlaczego został tak nazwany. Nie chcę też tłumaczyć dlaczego jeden z licznych na naszym roczniku Krzyśków został nazwany Przyjacielem.

Z pewną nieśmiałością wspomnę jeszcze o koledze, który nigdy się swoją ksywką nie chwalił. Miał ją przypisaną zaocznie i być może nie wiedział, że Furiat to on.

Ksywki się nie doczekali koledzy i koleżanki, którzy mieli rzadkie imiona, pojedynczo występujące w całej szkole. Jeden był Idzi, Rajmund, Zenek i jedna Brygida dla uproszczenia nazywana Brychą lub Brysią. Podobnie i Krystian, któremu dla fasonu, choć nie wiem czy zgodnie z prawdą, dodawano żeńskie imię Maria.

Pisząc o nazwiskach mógłbym wymienić i takie, które same w sobie mogłyby być ksywką lub przezwiskiem, ale z obawy przed konsekwencjami prawnymi wątek ten pominę. Hola, hola, w końcu i moje musiałoby tu zaistnieć! :).

Na marginesie wspomnę, że kiedyś profesor Czesław Trawiński stwierdził, że to ja jestem rekordzistą jeśli chodzi o ilość posiadanych ksywek. Bardzo się tym zdziwiłem, bo nie kojarzyłem żadnej z nich. Profesor kilka wymienił, ale ja ich nie znałem, a po przemyśleniu uznałem, że jeśli ktoś ma kilka to nie ma żadnej. I tego będę się trzymał. Jeśli ktoś kojarzy chociaż jedną z nich, proszę o sygnał w komentarzach.

A.Sz.

Jeden komentarz on Ksywka lepsza od nazwiska

    Andrzej Szczudło
    04/05/2023

    Już po publikacji tego tekstu przypomniałem sobie jeszcze jednego posiadacza ksywki. Kolegę nazywano Docent a to dlatego, że kiedy większość z nas szła na boisko pograć w piłkę, on drobnym kroczkiem zmierzał do gabinetu biologicznego Pani Profesor Trawińskiej na naukę. Trochę to mu się później przydało, ale nie do końca.

    Odpowiedz Anuluj odpowiedź