Sport był w Henrykowie czymś bardzo istotnym, mimo że nie zawsze odpowiednio uwzględniony w rozkładzie zajęć szkół. Tak pisał o tym we wspomnieniach założyciel szkół dyrektor Jan Szadurski.
„W Henrykowie obowiązkowy WF miały tylko pierwsze klasy technikum. Dla reszty zajęć nie przewidziano. Tym niemniej słuchacze, nadobowiązkowo, brali udział w sekcjach sportowych działających w Ludowym Zespole Sportowym. W efekcie reprezentacja uczelni w lekkoatletyce, w latach 1966- 67 znalazła się w czołówce na terenie powiatu ząbkowickiego. W następnym roku młodzież, w ramach czynów społecznych, przy dużym zaangażowaniu dyrekcji uczelni, kierownika internatu i części grona nauczycielskiego, zbudowała dwa boiska do siatkówki, zmniejszone boisko do piłki nożnej, pełnowymiarową płytę do gry w koszykówkę, pięciotorową bieżnię o długości 120 metrów, uniwersalną skocznię lekkoatletyczną i rzutnię do pchnięcia kulą. Wybudowanie w czynie społecznym, w tak krótkim czasie, tak wielu obiektów, zostało wyróżnione piątą lokatą w ogólnopolskim konkursie „Boisko w każdej wsi”. Zespół henrykowskich sportowców przez następne lata zbierał zasłużone laury w różnych dyscyplinach, a zwłaszcza w lekkoatletyce.”
Było tam miejsce dla zawodowców i amatorów. W kierunku profesjonalnego uprawiania sportu szli miłośnicy sportów konnych, przez pewien okres łucznicy. Inne dyscypliny były raczej na poziomie amatorskim, między innymi dlatego, że okres kształcenia w PSNR był krótki. Za moich czasów bytowania w Henrykowie czyli w latach 1973- 75 funkcjonowała sekcja łucznicza, bazująca na zawodnikach z technikum. Niektórzy z uczniów szkoły pomaturalnej angażowali się do gry w piłkę nożną w składzie klubu „Henrykowianka”.
Masowo grano w piłkę nożną na boisku przyszkolnym. Mając w klasie przedstawicieli prawie wszystkich 49 województw robiliśmy rozgrywki dzieląc Polskę na dwie części. Jak na amerykańskiej wojnie, „Północ” walczyła z „Południem”. Zwykle „Północ” nie była w stanie pokonać zbyt silną ekipę „Południa”. W moim roczniku wyróżniali się Hieronim Matczak, Zbigniew Szczerbiński, Piotr Mazur, Zbigniew Caputa, Jerzy Urban, Adam Wiśniewski, Tadeusz Wolański. Ten pierwszy przez dwa lata w Henrykowie nie zdążył się sportem nacieszyć i mając w kieszeni dyplom technika nasiennictwa został nauczycielem wychowania fizycznego w szkole na Kujawach, skąd pochodził.
Z opowiadań Henryka Radomskiego, absolwenta PST z pierwszych lat szkoły, oraz Andrzeja Konarskiego z PSNR 1972- 74, wiem o sporych sukcesach w koszykówce.
Jurek Bruski w spotkaniach przy kawie lubi wspominać swoje przewagi w lekkoatletyce. W roku 1974 startował w Ziębicach w sztafecie 4 x 100 m i razem z kolegami zapracował na I miejsce.
Moje związki ze sportem, poza rajdami pieszymi w góry, były raczej sporadyczne. Trochę jeździłem na nartach, broniłem honoru drużyny „Północy” kiedy graliśmy w piłkę nożną, czasem w siatkówkę. Pamiętam, że kiedyś zostałem wytypowany do udziału w spartakiadzie (chyba LOK) w Ząbkowicach Śląskich. Motocyklem pokonywałem tor przeszkód. Trofeum z pewnością nie zdobyłem, bo inaczej lepiej bym to pamiętał.
Innym wyzwaniem był start w biegach na orientację. W eliminacjach wojewódzkich Olimpiady Turystyczno- Krajoznawczej Dolnego Śląska w maju 1975 roku, które odbywały się w tzw. Worku Turoszowskim (Niedów k. Zgorzelca), wystartowaliśmy jako oddzielna ekipa. W jej składzie poza mną był Jurek Bruski, Marian Samek i Maria Janiak. Zdobyliśmy niezłe miejsce i przez kilka sekund mogliśmy potem zobaczyć siebie w lokalnym serwisie TV. Zawody wypadły akurat w czasie naszej wycieczki w Tatry, opłaconej z pieniędzy za zbieranie ziemniaków. Aby chociaż częściowo z niej skorzystać, po zawodach już na własną rękę goniliśmy nasz rocznik przez pół Polski. Dopiero w Zakopanem dołączyliśmy do naszej grupy.
Bliskość gór zachęcała także do uprawiania narciarstwa. Ze strony kadry prym wiódł dr Zbigniew Urbaniak, który do sezonu narciarskiego przygotowywał się już wczesną jesienią. Dbał o sprawność fizyczną biegając po henrykowskim parku, w czym sekundowali mu niektórzy uczniowie. Patrzyłem na nich z podziwem za determinację, chociaż śmiałem się kiedy jeden z wyćwiczonych w parku kolegów nie sprawdzał się w jeździe na nartach gdy byliśmy na Śnieżniku. Byłem świadkiem jak narty go prowadziły w krzaki, zdecydowanie nie tam dokąd chciał zmierzać.
O sporcie więcej mogłyby opowiedzieć osoby, które bardziej aktywnie w nim uczestniczyły. Czekamy na ich wspomnienia. Warto przypomnieć te niepowtarzalne chwile w Henrykowie i opowiedzieć innym jak wpłynęły na nasze życie.
Andrzej Szczudło
Brak komentarzy on Sport w Henrykowie