Dolny Śląsk zawsze kojarzył mi się z pięknymi zamkami i różnymi tajemniczymi opowieściami o skarbach. Nigdy jednak tam nie byłem. Do czasu. Jak to w życiu bywa traf chciał, że w roku 1974 znalazłem się w PSNR w Henrykowie. Oprócz zdobycia wiedzy, miałem okazję poznać po części ten ciekawy region. Jak tylko było to możliwe starałem się wędrować, zwiedzać i odkrywać „skarby” bliższej i dalszej okolicy. Pewnego razu skarb znalazł się sam. W czasie procesji zobaczyłem niesioną dużą, piękną, bogato zdobioną monstrancję. Z daleka wyglądała na zabytkową i starą. Bardzo mnie zainteresowała i koniecznie chciałem się dowiedzieć coś więcej na jej temat.
W tym czasie razem z Tośkiem Matczukiem pasjonowaliśmy się fotografiką i robiliśmy dużo zdjęć. Postanowiliśmy więc, że udamy się do ojców cystersów, żeby zobaczyć z bliska monstrancję i poznać bliższe szczegóły na jej temat, a może zrobić nawet jej zdjęcie. Nie bardzo wierzyliśmy, że to się uda, ale do odważnych świat należy. Zapukaliśmy do drzwi i otworzył nam ojciec cysters w towarzystwie pięknego, wielkiego owczarka niemieckiego. Okazało się, że wabił się Weimar i cały czas nam towarzyszył pilnie obserwując co robimy. Ojciec był bardzo sympatyczny i otwarty, bo kiedy dowiedział się o celu naszej wizyty, to ze specjalnego, zamykanego schowka wyjął monstrancję. Z tego co nam powiedział, wynikało, że monstrancja została wykonana na zamówienie ojców cystersów przez wrocławskiego złotnika w 1671 roku. Ponieważ miała służyć jako monstrancja procesyjna, więc przy wysokości jednego metra musiała być w miarę lekka. Wykonana została ze srebrnej blachy częściowo pozłacanej i wykładanej drogimi kamieniami i wyobrażała drzewo genealogiczne Jezusa. Jak oświadczył zakonnik, monstrancja była w tym czasie w całości oryginalna, poza dwoma sztucznymi kamieniami. Prawdziwe zostały wyjęte w czasie wojny i przeznaczone na wykup Polaka z więzienia od Niemców. W ostatnich dniach wojny zabytek w tajemniczych okolicznościach zaginął. Niedługo potem mieszkaniec Kłodzka napotkał rosyjskiego czerwonoarmistę, od którego za bimber wykupił monstrancję i zwrócił ją do Henrykowa.
Ojciec cysters zgodził się na wykonanie przez nas zdjęć tego pięknego przedmiotu, na czym nam bardzo zależało. Niestety nasz sprzęt fotograficzny był na miarę tamtych czasów i w przyciemnym pomieszczeniu musieliśmy użyć posiadanej przez nas radzieckiej lampy błyskowej. Efekt był opłakany, ponieważ monstrancja dawała duży odblask. Na naszą usilną prośbę udało się namówić ojca cystersa by ją wynieść na tyły kościoła do ogrodu klasztornego, gdzie było odpowiednie naświetlenie do zrobienia zdjęcia. Mimo, że początkowo wydawało się nam to trudne i niemożliwe do realizacji, to udało się nam wysłuchać ciekawej historii i zrobić oryginalne zdjęcie skarbu henrykowskiego.
Andrzej Dominik