Licznik odwiedzin:
N/A

Jak było- pamiętamy!

O upamiętnieniu osoby Jana Szadurskiego i ćwierćwiecza szkół rolniczych w Henrykowie (lata 1965-1990).

Pod koniec lat osiemdziesiątych, po dwudziestu kilku latach działalności, władze oświatowe w Wałbrzychu zdecydowały o likwidacji naszych szkół. Tłumaczono to trudnościami w utrzymaniu nietypowego obiektu.
Protestowaliśmy; a chodziło nie tylko o miejsca pracy. Charakter szkół nawiązywał pięknie do rolniczej tradycji Cystersów propagujących kulturę rolną w średniowieczu. Mieliśmy też wyjątkowe zaplecze: Zakład Hodowli Roślin, Zakład Czyszczenia Nasion, wspaniałe środowisko przyrodnicze naznaczone śladami hydro-melioracyjnej działalności Założycieli.
Bezsporne argumenty, odwoływanie się do różnych instancji nie poskutkowało. Wywalczyliśmy rok poślizgu.
W 1990 roku zapadła decyzja: obiekt przejęła kuria diecezjalna we Wrocławiu.
Wbrew późniejszym, krzywdzącym i absurdalnym sugestiom o zniszczeniach, sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej. Budynek główny i oficyny były gruntownie wyremontowane, zmodernizowane, systematycznie odnawiane, łącznie z elewacjami, które nawet Weimarowie sobie darowali. W budynku głównym koncentrowało się życie szkół, tam mieściły się pracownie przedmiotowe, administracja i internat żeński. W oficynach mieścił się internat męski i mieszkania pracowników szkoły. Pracownicy SHR-u sukcesywnie przeprowadzali się do budującego się nowego osiedla na ul. Słonecznej.

Anegdota z tamtych czasów: w 1972 roku wczesną wiosną na dziedzińcu przed kościołem kręcono sceny do kostiumowego filmu „Diabeł” Andrzeja Żuławskiego. W scenariuszu pożoga wojenna a tu wszystko odmalowane, uporządkowane. Trzeba było oficyny zadymić, zabrudzić, otoczenie zaśmiecić słomą, gnojem, czym tylko. Natomiast młodzież miała frajdę, widowisko, lekcje odwołane, starsi chłopcy statystowali za żołnierzy pruskich.

Dziedziniec pysznił się zieleńcami i kwietnymi klombami. W łączniku północnej części oficyn ulokowało się laboratorium Zakładu Czyszczenia Nasion– mieliśmy możliwość przeprowadzać w nim niektóre ćwiczenia.
W budynku przy ogrodzie o pięknie zagospodarowanym otoczeniu miała swą siedzibę Hodowla Roślin– laboratoria i magazyny. To tam powstała duma Zakładu- nowa odmiana pszenicy– Henika.

Dawna siedziba działu hodowli

W ogrodzie opackim działały dwie placówki naukowe- ogródek botaniczny i budka meteorologiczna z pełnym wyposażeniem, gdzie codziennie prowadzone były przez uczniów obserwacje pogody. Zbiorcze wyniki badań zdobiły korytarze szkoły.

Sędziwy cis w ogrodzie, w pełni zaopiekowany, chlubił się tabliczką  pomnika przyrody. W czynnej szklarni i na grządkach kuchnia miała zaopatrzenie w warzywa, a stołówka obsługiwała nie tylko szkołę, także pracowników SHR. W ogrodzie mieściły się też ogródki pracowników.
W byłej palmiarni powstawała sala gimnastyczna, w sąsiednim budynku teatralna.
W projekcie był basen. Ogród był atrakcją, szturmowały go wycieczki. To wszystko było nie tylko efektem pracy ekip remontowych, ale także młodzieży i nauczycieli.

Szczególnym przykładem może być zniszczony ogród włoski– odrestaurowany w 1972 r. z inicjatywy i przez entuzjastów, słuchaczy PSNR, oczywiście z pomocą szkoły. Podobnie sekcja jeździecka powstała głównie dzięki zaangażowaniu słuchaczy i uczniów. Powstały boiska sportowe, z sukcesami działała sekcja łucznicza. W zabytkowych salach odbywały się gościnne koncerty muzyków Filharmonii Wrocławskiej.
To wszystko zrodziło u wielu sprawdzone po latach przywiązanie do tej szkoły, do czasu w niej spędzonego. Uczniowie czuli się współtwórcami, współgospodarzami placówki. Taka była nasza rzeczywistość, którą przerwano.
W ostatnich tygodniach funkcjonowania szkół, w gronie pedagogicznym zakiełkowała myśl wyrażona i w dużej mierze zrealizowana przez kolegę Andrzeja Juszczakiewicza

„zostawmy jakiś trwały ślad naszej tu bytności”.

Ślad zmaterializował się w formie tablicy. Tablicy poświęconej osobie Jana Szadurskiego, któremu zawdzięczamy zahamowanie zniszczenia wspaniałego, historycznego obiektu, także naszą tam bytność.

„Pięć przed dwunastą” kolektywnie wkomponowaliśmy tablicę przy głównym wejściu. Tymczasem następcy urządzali się po swojemu. W trakcie remontu tablicę zdjęto. Także i drugą poświęconą 700- leciu Księgi Henrykowskiej. Przepadły z kretesem. Zaczęły się protesty. Najpierw ze strony rodziny dyrektora. Pani Elżbieta Szadurska, żona jego bratanka chciała odzyskać tablicę jako pamiątkę rodzinną. Pisała listy, wydeptywała ścieżki w Kurii. Daremnie. Dołączyliśmy się ze strony byłej Szkoły– oczywiście z postulatem by tablica wróciła na pierwotne miejsce.

Protesty nasiliły się po roku 2000, gdy udostępniono obiekt wycieczkom. Stęsknieni absolwenci zaczęli tłumnie odwiedzać swoją Szkołę. Szef placówki ks. Adamarczuk ugiął się pod naciskami, umożliwił spotkania zainteresowanych i wmurowanie tablicy, jednakże wewnątrz budynku w określonych miejscach. Finalnie stał się nim pierwszy korytarz przed salą sądową. Wokół tablicy zgromadziliśmy plansze w ramach i antyramach, ilustrujące życie i działalność dyr. J. Szadurskiego oraz różne aspekty naszego ćwierćwiecza. Zgromadziliśmy trochę materiałów źródłowych z prywatnych zasobów. Dużo pomogła, w tym także w sfinansowaniu spraw, córka dyrektora pani Maria, emerytowana lekarka z Warszawy. Pomieszczenie acz skromne nazwaliśmy ,,izbą pamięci”.

,,Inauguracja” i odsłonięcie tablicy przez p. Marię odbyło się uroczyście 18 czerwca 2005 roku w rocznicę śmierci dyrektora Szadurskiego. Uczestniczyli ks. Adamarczuk z klerykami, o. cysters Piotr ksiądz proboszcz oraz zwołani ad hoc pracownicy i absolwenci. Ekspozycja była skromna, ale wizyty absolwentów miały już jakiś punkt odniesienia. Z tych zaś wydarzeń najpiękniejszy był 3. dniowy zjazd całej szkoły, wszystkich roczników i klas w maju 2008 roku. Zorganizował go po mistrzowsku i przeprowadził Tadeusz Keslinka absolwent– PSNiR 1977-1979. ,,Wici” rozesłał przez Internet. Odzew był wspaniały w kraju i zagranicą.
Kiedy pierwszego dnia, 24 maja tłumy wypełniły dziedziniec; emocje były tak potężne, że wydawało się rzucić iskrę, a powietrze zapłonie. Gospodarze wyjechali na jakieś swoje spotkania, a dyżurujący młody ksiądz Kopij nie krył podziwu i uznania. Dzięki temu przez owe 3 dni szkoła była znowu nasza. Program był przemyślany i bardzo atrakcyjny. Tadeuszowi należały się najwyższe gratulacje, ale nie miał kto ich udzielić, oficjalnie nie istnieliśmy…

Jednak sytuacja się nie zmieniła, przewodnicy- klerycy nie prowadzili wycieczek do naszej ekspozycji i powielali krzywdzące stereotypy. Starania o wyjście z ciemnego kąta na forum pozostawały bez rezultatu.
Zielone światło nadeszło w czasie kadencji ks. Kacpra Radzkiego (2014-2017). Wykazał pełne zrozumienie i życzliwość. W wyniku negocjacji otrzymaliśmy do dyspozycji fragment ściany przy wyjściu na dolny korytarz, więc na ,,trasie zwiedzania”. Warunkiem był odpowiedni standard ekspozycji. To już nie mogły być przypadkowe ramy i ręcznie pisane teksty. No i nowa reprezentatywna tablica. Trzeba było rzecz oddać fachowcom. To zaś wiązało się z wieloma trudnościami i kosztami. Poważne dla nas wyzwanie. Podjęły się tego absolwentki, głównie Jadzia Szaro Spychała (THRiN 1965-1970) oraz Lodzia Diakow Białecka Solecka (PST 1967-1969). Najpierw zakwestowały w Internecie wśród znajomych. Nie był to jednak szeroki krąg. Przysyłano po 100- 200 zł, niektórzy więcej, rekord pobił Władek Sobór (PST 1965-67) przysłał 3 tysiące zł. Mieliśmy obawy, szczęśliwie dołączyła się rodzina dyr. Szadurskiego, głównie córka p. Maria. I wystarczyło, można było działać.

I oto 18 czerwca 2016 roku w 30 rocznicę śmierci dyrektora Szadurskiego odbyła się kolejna, ale okazalsza i bardziej autentyczna uroczystość– inauguracja nowej ekspozycji, odsłonięcie tablicy. Były też następne wspaniałe projekty, akceptowane i popierane przez księdza Kacpra. Niestety. W następnym roku ks. Radzki awansował na rektora seminarium we Wrocławiu i opuścił Henryków, a my straciliśmy protektora. Wydawałoby się, że cel główny został osiągnięty. Pozornie. Świadomość publiczna niewiele się zmieniła w tej sprawie. Zła wola czy inne powody?
Należy tu powiedzieć o kontekstach naszych starań o upamiętnienie Szkół i osoby
dyr. Szadurskiego. Od początku przez wiele lat szły w świat nieprawdziwe, krzywdzące komunikaty. A to, że w ogóle nas nie było; nasze ćwierćwiecze wrzucono w czas pegeerowski. A to w publikacjach czytamy, że była szkoła rolnicza– nic ponadto. W końcu, że byli jacyś rolnicy, a w tle opowieści ruiny, uczniowie wandale, niszczyciele, ciągniki na tarasach itp. Trudno było pozostawać obojętnym.
Sytuację w latach 90-tych każdy widział, tę sprzed 25 lat mało kto. Nie było dokumentacji, świadków nikt nie szukał.

W Henrykowie przetrwała szczególna opowieść. 1945 rok, zima, końcówka wojny. Ofensywa Armii Czerwonej. Weimarowie opuścili Henryków, a w obszernych pomieszczeniach pałacu zaczęły stacjonować jednostki wojskowe. Jak zachowują się żołnierze w takich okolicznościach jest sporo przekazów. Żołnierzy miał odwiedzić jakiś ważny generał. Dla uświetnienia przyjęcia wyniesiono z palmiarni egzotyczne drzewa, aby utworzyć powitalny szpaler. Żołnierze odmaszerowali, rośliny zostały na mrozie…
Jeszcze w latach 60. znajdowano resztki z tych palm. Potem nastąpiła inwazja szabrowników, którzy wynieśli lub wydarli ze ścian wszystko co miało jakąś wartość.

Po wojnie obiekt w całości stał się własnością państwową, administrowaną przez PGR, który użytkował zabudowania gospodarcze i oficyny. Budynek główny nie był zbyt potrzebny. Na dole było biuro, w części pomieszczeń składowano zboże, nawozy sztuczne, środki ochrony roślin. Pozostałe pozostawały puste. Nieogrzewane, nieużywane. Przez 20 lat. W oficynach mieszkali pracownicy stali i sezonowi. Zagospodarowywali otoczenie według swoich potrzeb. Był to okres powojennych niedoborów, tak więc wokół powstały ogródki, szopki, chlewiki. PGR miał całą bazę w podwórzu, także hodowlę bydła. Najkrótsza droga na pola i pastwiska prowadziła przez dziedziniec klasztorny. Został dokładnie rozjeżdżony, rozdeptany. Żadnych tam trawników, same nierówności, błota, śmieci. Pamiętam bajorka po deszczu, w których taplały się kaczki. W ogrodzie przy zabytkowym cisie, w oparciu o jego pień zainstalowano magazyn paliw i smarów. Dla budynku palmiarni gotowy był projekt… brojlerni.

Jan Szadurski- wizjoner


W taką rzeczywistość wkroczył, delegowany przez Przedsiębiorstwo Centrali Nasiennej we Wrocławiu Jan Szadurski. Miał zorganizować placówkę oświatową, kształtującą fachowców dla nasiennictwa. Szadurski znał Dolny Śląsk i świadomie wybrał obiekt pocysterski w Henrykowie. Przemawiały za tym nie tylko jego walory i zaplecze. Dla humanisty i człowieka wierzącego niebagatelną sprawą było uratowanie od zniszczenia bezcennego dziedzictwa Cystersów.
W macierzystym przedsiębiorstwie Szadurski cieszył się uznaniem i pełnym zaufaniem, i dlatego otrzymał nieograniczone pełnomocnictwo.
Był początek roku 1965, zażądano by za 7,5 miesięcy rozpocząć regularną naukę. Szadurski terminu dotrzymał. Z małym poślizgiem, we wrześniu 1965 roku rozpoczęły naukę dwie klasy Technikum 5-letniego i dwa roczniki Studium Pomaturalnego. Oczywiście wcześniej były gigantyczne prace remontowe od piwnic do strychu; podłogi, ściany, malowidła obrazy, okna, wszelkie instalacje. Oczywiście nie wszystko można było zrobić naraz. Remonty, reorganizacje, porządkowania kontynuowały się przez wiele następnych lat. Tym bardziej, że Jan Szadurski równolegle był dyrektorem gospodarstwa, które z PGR-u przekształciło się w SHR- Stację Hodowli Roślin. Budowało się osiedle dla pracowników SHR-u, powstały malownicze stawy rybne, zmieniał się obraz pól.         

To był ogrom prac i sukces niebywały. Dyr. Gawłowski z Warszawy, dumny z dzieła podopiecznego ostrzegał jedna k– sukcesu ci nie wybaczą! Nie wybaczyli.

Ludzie złej woli, lokalni partyjni decydenci (Szadurski był bezpartyjny) rozpoczęli krecią robotę, niesprawiedliwe oskarżenia, finalnie paskudna intryga polityczna. Po siedmiu latach pracy w Henrykowie w 1972 roku, Szadurski na 3 lata przed emeryturą, zmuszony był odejść.
Następcy kontynuowali politykę ostracyzmu. Nie był zapraszany, ani wspominany. Skazany na zapomnienie.

Fakty powyższe zmotywowały nas do działania i upamiętnienia dyr. Jana Szadurskiego.
W kwestii upamiętniania historii 25 lat szkoły nie sposób nie wspomnieć o pracy i dziele Andrzeja Szczudło absolwenta PSNiR (1973 1975). Od kilku lat sentymentalnie wspomina z innymi czasy szkolne na stronie henrykusy.pl, którą polecam każdemu zainteresowanemu tą historią. Uznanie i dzięki Andrzeju!

W.B.Trawińska

Henryków- powódź 2024

„HydroZagadka” Duża część Dolnego Śląska, do którego również należy nasza miejscowość zmaga się z kleską żywiołową. Z uwagi na położenie Henrykowa… | By Krzysztof | Facebook
https://www.facebook.com/henrykov.pierwsze.slowo.pisane 

Woda z powodzi zostaje na czas suszy – Aktualności – Centrum Koordynacji Projektów Środowiskowych – Lasy Państwowe
https://www.ckps.lasy.gov.pl/aktualnosci/-/asset_publisher/HTXX9aadlRBB/content/woda-z-powodzi-zostaje-na-czas-suszy 

Pogoda: Wrocław czeka na powódź. W obronie miasta mogą pomóc poldery – Wydarzenia w INTERIA.PL
https://wydarzenia.interia.pl/dolnoslaskie/news-nadszedl-czas-proby-historyczny-obiekt-moze-obronic-miasto,nId,7780194 

Lasy Państwowe: nie ustaje walka z wielką wodą – BIZNES.meble.pl
https://biznes.meble.pl/newsroom/lasy-panstwowe-nie-ustaje-walka-z-wielka-woda/ 

Niedziela w Henrykowie, Henryków w „Niedzieli”

We wrocławskim wydaniu katolickiego pisma „Niedziela” z 2010 roku opublikowano artykuł Ks. Bartosza Barczyszyna, zachęcający do odwiedzenia Henrykowa. I chociaż niektóre fakty z działu „Teraźniejszość” nie są już aktualne, warto się z tekstem zapoznać. Zapraszamy!

Wypad do Henrykowa

Ks. Bartosz Barczyszyn

Polub nas na Facebooku!

Aby zasmakować w historii cystersów (i nie tylko), obejrzeć ciekawe wnętrza pocysterskiego opactwa, a poza jego murami wypocząć, czy zrelaksować się w zabytkowym parku, warto zajrzeć do Henrykowa. 
Trzeba wybrać trasę nr 395 Wrocław – Ziębice. Można też wsiąść do pociągu relacji Wrocław – Kłodzko i tuż za stacją Biały Kościół wysiąść w Henrykowie. Droga ze stacji do opactwa przez park to pierwszy kontakt ze specyfiką tego miejsca. Wyznaczona ścieżka prowadzi obok parkowego mauzoleum. Jest to grobowiec jednego z właścicieli Henrykowa po 1810 r., choć istnieją pewne wątpliwości, czy doczesne szczątki wielkiego księcia Wilhelma Ernsta z rodu Saxe-Weimar-Eisenach zostały tam rzeczywiście złożone. Do tej pory istnieje plotka, że książę sfingował swoją śmierć. Ale nie wyprzedzajmy faktów, musimy spojrzeć daleko wstecz, aby zrozumieć, dlaczego powstał Henryków…

Zawiłości historii

Kanonik Mikołaj był notariuszem i sekretarzem księcia śląskiego Henryka Brodatego. Ten wyraził zgodę na to, by powstała nowa fundacja klasztoru cysterskiego w okolicach Ziębic, ale zastrzegł, aby zasługa ufundowania opactwa przypadała jemu i jego synowi Henrykowi Pobożnemu… I tak oto 28 maja 1227 r. do Henrykowa z macierzystego opactwa w Lubiążu przybyło pierwszych 12 mnichów. Pierwszym opatem został cysters o imieniu Henryk. Najbardziej interesującą nas pamiątką jest oczywiście Księga Henrykowska, czyli Liber fundationis claustri sanctae Mariae Virginis in Heinrichow – napisana w języku łacińskim przez opata Piotra I, uzupełniona później przez opata Piotra II – w niej znajduje się według historyków pierwsze zdanie zapisane w całości w języku polskim: „day ut ia pobrusa a ti poziwai”.

Słynne słowa zapisane w architekturze obiektu

Co ciekawe, piszący te słowa opat Henrykowa, był z pochodzenia Niemcem, a zapisał zdanie wypowiedziane przez czeskiego rycerza Boguchwała do jego żony – Polki. Można powiedzieć, że ta historia pokazuje jak charakterystyczny był w tamtym czasie Śląsk. 
Burzliwe i zawiłe dzieje opactwa, porażki, sukcesy, promowanie przez cystersów kultury agrarnej, najazdy obcych i kolejne odbudowy lub przebudowy opactwa, a przede wszystkim wytrwała modlitwa i praca zakonników w biało-czarnych habitach to bardzo ciekawa historia, o której można zapisać wiele ksiąg i poświęcić wiele czasu na konferencje naukowe. To przestrzeń ciągle jeszcze nie odkryta nam współczesnym… Cystersi byli w Henrykowie do 1810 r. Wtedy to decyzją króla Prus Fryderyka Wilhelma III dobra zakonne ulegają sekularyzacji. Pierwszym właścicielem zostaje siostra tego ostatniego, królowa Niderlandów – Fryderyka Luiza Wilhelmina Orańska. W 1863 r. Henryków zostaje kupiony przez ród wielkich książąt von Sachsen-Veimar-Eisenach. Do 1945 r. opactwo, przekształcone w rezydencję magnacką, staje się miejscem zamieszkania kolejnych pokoleń tego rodu. Po ucieczce właścicieli Henrykowa przed wojskami rosyjskimi w 1945 r. rezydencja przez jakiś czas była wykorzystana jako szpital wojskowy, a następnie magazyn miejscowego PGR-u, przy czym w wakacje organizowano letnie kolonie dla dzieci. 
Ważnym dla Henrykowa etapem było pojawienie się koncepcji zagospodarowania terenu oraz budynku na szkołę techniczną związaną z rolnictwem. Osobą, dzięki której zrujnowane przez powojenne lata opactwo pocysterskie odzyskało swój blask, był Jan Szadurski.

Teraźniejszość

Kiedy państwo po 1989 r. zlikwidowało szkołę, władze województwa wałbrzyskiego zwróciły się do metropolity wrocławskiego kard. Henryka Gulbinowicza z prośbą o przejęcie budynków.

Henrykowska siedziba kardynała Henryka Gulbinowicza

I tak decyzją Metropolity opactwo pocysterskie w Henrykowie staje się miejscem na powrót związanym z Kościołem. Tu znajduje się pierwszy rok Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Wrocławskiej, następnie powołany zostaje do życia Dom Opieki św. Jadwigi dla osób starszych i chorych, w przeszłości pracujących na roli. Od 2002 r. istnieje Katolickie Liceum Ogólnokształcące dla młodzieży męskiej wraz z internatem. 
Jest to miejsce coraz bardziej znane w Polsce. Istnieje możliwość zwiedzania opactwa. Można obejrzeć m.in. sale reprezentacyjne (w jednej z nich znajduje się kopia Księgi Henrykowskiej), refektarz, kapitularz oraz zobaczyć kościół parafialny z zachowanymi stallami. Park i sad dają możliwość relaksujących spacerów, a zwierzęta, mieszkające w minizoo, są dla dzieci wielką atrakcją. W parku przyklasztornym Nadleśnictwo Henryków przygotowało dla zwiedzających dwie ścieżki dydaktyczne. Jedna z nich dotyczy gatunków drzew występujących w Polsce, druga natomiast poświęcona jest roślinom chronionym. Gdy ktoś poczuje zmęczenie, głód lub pragnienie, można wstąpić do restauracji – pizzerii „Anna”, która znajduje się w podziemiach nowego internatu Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego. Zapraszamy więc do Henrykowa! Tam warto być! Tu trzeba odpocząć! 
Zapraszamy również na naszą stronę: www.henrykow.eu

http://www.niedziela.pl/artykul/56775/nd/Wypad-do-Henrykowa

Zdjęcia: archiwum www.henrykusy.pl

Ksiądz Jacek

Moim pierwszym wrażeniem związanym z przyjazdem do Henrykowa była wielkość obiektów, w których mieściła się szkoła, internaty, kościół i inne budowle na terenie kompleksu poklasztornego Cystersów. Powalający, onieśmielający widok. Siłą rzeczy zetknęliśmy się nie tylko z historią ale i z piękną architekturą tego miejsca. Zachwycały mnie też bajeczne ogrody z finezyjnymi pawilonami, rzeźbami ogrodowymi, tarasami we włoskim stylu, a także przyległy park pełen starych, potężnych drzew, które na początku września wielobarwnie mieniły się w słońcu.

Kościół przylegający do skrzydła głównego budynku szkoły, to miejsce które należało zobaczyć i o ile dobrze pamiętam to już w pierwszym dniu zabrał nas tam wychowawca p. Tadeusz Marcinów. Kościół zrobił na mnie wrażenie. Urzekał przepychem barokowego wystroju wnętrza, monumentalizmem i tajemniczością. Zachęcał do kontemplacji, urzekał mistycyzmem i ekscytował. Kościół pełnił funkcję kościoła parafialnego, a na codzienne msze uczęszczała spora grupka naszej młodzieży.

Połowę jednego ze skrzydeł obiektu, od strony tarasu, zajmowali duchowni – cystersi. Drugą połową tego skrzydła był internat żeński, a potężne, zaryglowane na głucho drzwi dzieliły obie przestrzenie. Czasem dziewczyny z internatu żartowały z tej bliskości zakwaterowania i możliwości wzajemnego podsłuchiwania się. Panowała zasada: przechodząc obok drzwi nie kląć, nie piszczeć, nie używać brzydkich słów, nie gorszyć cystersów.

Pamiętam dwóch cystersów, którzy w salkach przykościelnych prowadzili religię dla młodzieży. Byli to ks. Hieronim (imię zakonne), Gustaw Sołtys i ks. Jacek (imię zakonne), Edward Treter.

Tylna strona kładki książki ks. Jacka.

Katechezą dla młodzieży zajmował się głównie ks. Jacek. W tamtych czasach nauka religii odbywała się w salkach przykościelnych i mimo panującego tam chłodu młodzież przychodziła chętnie na popołudniowe lekcje. Nauczanie religii w wykonaniu ks. Jacka było zresztą szczególne. To nie była bezkompromisowa indoktrynacja jakiej się spodziewaliśmy. To były prawdziwe wykłady z filozofii, począwszy od myśli ludzkiej w starożytności, po współczesność, wówczas jeszcze socjalistyczną.

Byłam zafascynowana wykładami z zupełnie nowej dla mnie dziedziny, ale też zauroczona niepozorną, skromną, a jakże pełną wiedzy osobą księdza. Ten wysoki, „nienachalny z urody”, przeraźliwie chudy, przygarbiony ksiądz przez dłuższy czas był moim guru, autorytetem, mentorem. Przeczytałam od deski do deski trzytomową „Historię filozofii” profesora Tatarkiewicza po to by mieć pretekst do dyskusji i nie siedzieć na religii z oczami wlepionymi w księdza jak w wyrocznię. Ten okres zauroczenia oczywiście minął, przyszły inne fascynacje, jak to bywa w życiu. Do dziś jednak chętnie sięgam do dzieł wielkich myślicieli.

Strona tytułowa książki ks. Jacka.

Ksiądz Jacek trzy lata później został przeniesiony do siedziby głównej Cystersów w Szczyrzycu. Publikował w wydawnictwie PAX, napisał kilka książek i setki artykułów prasowych. Był też autorem haseł do III pierwszych tomów Encyklopedii Katolickiej. Po kilku latach opuścił cystersów (ponoć z powodu niepokorności hierarchicznej) i żył poza zakonem, ale po śmierci pochowano go wśród zakonników w Szczyrzycu.

 Księdza Hieronima Sołtysa przeniesiono również do Szczyrzyca, a następnie do Gdańska-Oliwy. Tam też jest pochowany.

Czemu piszę o księżach z czasów swojej młodości? Mieli wpływ na ludzi młodych, ich kształtujące się światopoglądy. Uczyliśmy się dopiero żyć samodzielnie, poza domem. To z jakimi ludźmi zetknęliśmy się w naszej historii wiele nas nauczyło. Wykłady księdza Jacka to taki kamyczek wrzucony do ogrodu naszych myśli i spostrzeżeń. Cenny kamyczek, warty przypomnienia.

Halina Kruszewska