Nasze szkoły henrykowskie, związane z rolnictwem, istniały 25 lat. Przestrzał wiekowy od pierwszego rocznika do ostatniego sięgał równo ćwierćwiecza (1965- 1990). Ćwierćwiecze to jedno pokolenie. Nie mogło się zdarzyć tak, aby pierwsi absolwenci szkół henrykowskich posłali do tej samej szkoły swoje dzieci. Nie udało się to, bo szkoły zlikwidowano w 1990 roku. Pozostały nam wspomnienia i przyjaźnie.
Muszę pochwalić się, że udaje mi się przenieść przyjaźń henrykowską w następne pokolenia. Mam tu na myśli fakt, że z moimi synami utrzymuje relację córka mojej koleżanki z PSNR, Brygidy Prażuch z domu Wojcieszczyk. Brygida odwiedziła nas w zeszłym roku we Wschowie i potem razem, przy gościnnym wsparciu Sławoja Misiewicza zwiedzaliśmy Warszawę ( relacja tu; Henrykusy w trasie – Henryków sentymentalnie ).
W tym roku Brygida pozostała w Chicago na stanowisku strażniczki ogniska domowego, natomiast do Europy wysłała męża i córkę z rodziną. Wszyscy oni w Berlinie uczestniczyli w weselu kuzynki, natomiast na 3 dni wpadli do nas. Młodzi przyjechali z synami, 3 i 4 lata, rówieśnikami naszej wnuczki Kalinki. Zabawom nie było końca. Czasami ja tam byłem i… fotki robiłem. Oto kilka z nich. (Andrzej Szczudło)
Brak komentarzy on Więzi