Licznik odwiedzin:
N/A

„Motylem jestem…”- wspomnienie o Agnieszce Graczyk

Była jak kolorowy motyl, który na chwilę zawitał w naszym ogrodzie i zostawił zapach kruchych skrzydeł. Agnieszka często nuciła piosenkę o tym tytule. Taką ją pamiętam.

Z Agnieszką poznałyśmy się w Henrykowie, a dokładnie w internacie żeńskim, gdzie w trakcie którejś imprezki Agnieszka odtańczyła na stole kankana i zrobiła to z klasą, jak prawdziwa artystka z variete. Zawsze miała dryg do tańca, wyczucie rytmu, elastyczność oraz swobodę tak ciała jak i ducha. Myślę, że my, dziewczyny z roku niżej, podziwiałyśmy ją za radosny styl bycia, wieczny, beztroski szczebiot i szczery uśmiech.

Agnieszka Graczyk utrwalona w kronice rocznika.

Po zakończeniu PSNR-u Agnieszka odbyła praktykę w stacji hodowli roślin pod Wrocławiem, gdzie poznała swojego przyszłego męża Emiliana Nowaka, również absolwenta Henrykowa. Wróciła z mężem do swego rodzinnego gniazda, jakim był przestronny dom i duże gospodarstwo rolne w Pomianowie Dolnym, prowadzone przez jej rodziców. Rozpoczęła też studia zaoczne na Akademii Rolniczej we Wrocławiu.

Spotkałyśmy się, przypadkiem, półtora roku później, w Paczkowie (2 kilometry od Pomianowa), gdzie zamieszkałam po zakończeniu szkoły. Na świecie był już pierwszy syn Agnieszki. Następnego dnia przyszła do mnie na piechotę, z maleńkim dzieckiem w wózku i bukietem polnych kwiatów na powitanie. Takich spotkań się nie zapomina.

Tak się zaczęła nasza przyjaźń, wzajemne odwiedziny – przynajmniej raz w tygodniu, codzienne telefony, imieniny, wyprawy na lokalne imprezy, wspólne święta, urodziny jej kolejnego syna, a potem córki, komunia mojej córki.

Pamiętam jak trudno było w tamtych czasach o różne produkty na rynku i szyłyśmy sobie sukienki z wcześniej farbowanych, tetrowych pieluch i żakiety z wykrojów „Burdy”. Przywoziła mi swoje skrypty i notatki z wykładów (wówczas już obie studiowałyśmy na AR ale w innych rocznikach), a potem opijałyśmy egzaminy. Czasem to były dłu……..gie wieczory. Pamiętam jak zwierzałyśmy się ze swoich problemów i zmartwień, jak cieszyłyśmy się z drobiazgów…

Pamiętam wyprawy z Agnieszką jej małym, beżowym Fiatem 126 p, wspólnie upieczone ciasta, zerwane kwiaty, zabawy sylwestrowe w gronie naszych znajomych. Takie normalne życie…

Ta przyjaźń przeniosła się na nasze rodziny, rodziców, rodzeństwo, oraz nasze dzieci, które do dziś się ze sobą przyjaźnią.

Agnieszka zachorowała poważnie na przełomie 1986/87 roku. Początkowo nie chciała przyjąć swojej choroby do świadomości ale po namowach poddała się operacji i leczeniu. Niestety choroba wróciła. Miała najlepszą, możliwą na tamte czasy opiekę w osobach zaprzyjaźnionych lekarzy (śp. dr Tadeusza Nowickiego i jego żony Leny, oraz dr Krzewickiego). Byłam z nią do końca. Umarła w szpitalu w Paczkowie 30 marca 1991 roku. Jest pochowana w Paczkowie.

Agnieszka zostawiła trójkę małych dzieci. Ania miała 7 lat, a chłopcy byli w wieku szkolnym. Dzieci wychowywał samotnie jej mąż, Emilian (mówiliśmy do niego Mirek). Nie było mu łatwo z powodu inwalidztwa jakiego doznał w wypadku drogowym ale wychował dzieci porządnie. Mirek zmarł w 2019 r. Jest pochowany z Agnieszką.

Halina Kruszewska

Jeden komentarz on „Motylem jestem…”- wspomnienie o Agnieszce Graczyk

    Sławoj Misiewicz
    05/06/2022

    Ciekawe, czy ktoś o mnie napisze tak piękne wspomnienie. Pozdrawiam Cię Henrykusko. Też Henrykus, tylko z innego rocznika -1969-/71. Sławoj Misiewicz.

    Zostaw komentarz