Kiedyś będąc jeszcze w PSNR w Henrykowie wybraliśmy się do leżącego nieopodal rezerwatu przyrody zwanego muszkowickim lasem bukowym. Sama nazwa niewiele może nam sugerować, bo każdy może powiedzieć, las jak las. Ale nic bardziej mylnego.
Szczególną cechą tego rezerwatu jest fakt, że jest on najbardziej spektakularny jedynie we wczesnowiosennej porze. Kiedy jeszcze wiekowe buki – podobno niektóre mają ponad 250 lat, dopiero co zaczynają rozwijać liście, dla roślin tam rosnących zaczyna się wyścig z czasem. Kiedy słońce mocno już operuje, roślinki tam rosnące zaczynają szaleńczą walkę z czasem – kto pierwszy i ładniejszy, pachnący i gładki, ale ja jestem najbardziej rzadki – mówi wilcze łyko. Kiedy liście już za kilka dni zacienią łąki, w dole będzie już prawie tylko łyse pole. Kwiatki tam rosnące idą spać i czekać będą znów wiosny, bo dla nich te kilka dni to czas (tak jak dla nas był najbardziej radosny) i aby znów do wiosny.
Będąc tam podziwialiśmy nie tylko piękne kwiatki, ale mieliśmy dużo zabawy robiąc dziewczynom zdjęcia w plenerze. Były wielkie śmichy i chichy. Kiedy wróciliśmy do Henrykowa, Krzysiek poszedł do ciemni wywołać zdjęcia, aby móc oczarować nimi dziewczyny. Ale zamiast oczarowania było wielkie rozczarowanie. Okazało się, że zapomniał włożyć kliszę do aparatu.
Aparaty w tamtych czasach nie były aż tak inteligentne jak dziś, aby powiedzieć nam STOP chłopie a gdzie klisza? Pstyk- pstryk, a wyszedł wielki bzik. Dziewczyny oczywiście liczyły na fajne zdjęcia i długi czas myślały, że Krzysiek lada dzień wyłoży im kawę na ławę, czyli zdjęcia na stół. Kawa może jeszcze i nieraz była, ale zdjęcia wcięło na amen. Wiele razy obiecywaliśmy dziewczynom, że sesję powtórzymy i już tym razem na pewno w „ORWO” kolorze, ale pozyskanie tak cennej kliszy wymagało wtedy nie lada zachodu. Bo klisze te faktycznie były z zachodu, ale dla prawdziwego zachodu były raczej ze wschodu, bo z byłego DDR. Obiecywaliśmy sobie z Krzyśkiem, że może jednak kiedyś damy radę namówić ponownie dziewczyny na sesję w muszkowickim lesie. Ale jak wieść niesie „Starego wróbla na plewy już nie da się nabrać”. No, ale to już nic z tego, bo czas dawno upstrzył nam lica, więc nawet opcja -3 miesiące sanatorium w Ciechocinku, nie wróci nam tamtych lat. Swoją drogą, zastanawiam się, czy to warto wywoływać „wilcze łyko” z tego pięknego lasu? Jednak szkoda nam tamtych dni spędzonych w muszkowickim raju. O tak, już pamiętam, to było chyba jednak w maju.
Stanisław Bednarski
Brak komentarzy on Pstryk w muszkowickim lesie