Z psem Podolem mam jeszcze jedną historię. Pracując w Biesowicach za kolegę miałem posła IV i V kadencji Sejmu PRL, towarzysza Mieczysława, z bogatym życiorysem zawodowym i partyjnym. Mieciu miał już swoje lata. Między sobą, od stanowiska sekretarza POP, które piastował, nazywaliśmy go Popem. Miał swój gabinet w biurze, dużo bogatszy niż mój, młodego kierownika. Niestety zgodnie z powiedzeniem, że „k…..a i milicjant to nie zawód, to charakter”, to u Miecia sprawdziło się w 100 procentach. Kolega posiadał wszelkie wady charakteru milicjanta. Wpier….ł się we wszystko, wszystkim się interesował i tą wiedzę różnie wykorzystywał.
Kiedyś usłyszał od kogoś, że mam szkodliwie wyszkolonego psa. Chodziło o Podola, który był u nas ponad 2 lata. Sporo czasu poświęciłem na jego szkolenie, więc wiele komend rozumiał. Proste siad, łapa, noga, itd. to dla niego normalka. Potrafił również zrozumieć poważniejsze polecenia. Niektóre nawet ściśle tajne, które pokazywałem tylko zaufanym. Na rozkaz- „Niemce idą” głośno ujadał i groźnie myszkował po najbliższej okolicy. Skąd towarzysz poznał to hasło, nigdy się nie dowiedziałem. Faktem było, że je poznał. Epoka Edwarda Gierka była końcowym czasem obaw, że Niemcy przyjdą odebrać swoje ziemie, ale i początków wzajemnego zrozumienia oraz przyjaźni polsko-niemieckiej.

Zaczęła się afera. Jestem na polu, podjechał gazik i kierowca mnie woła, że TOWARZYSZ SEKRETARZ mnie wzywa. Zdziwiony jadę i po drodze zagaduję kierowcę o co chodzi, „na miejscu się dowiecie”, burknął. Wchodzę do POPe, siedzą wszyscy święci z dyrekcją na czele i od drzwi na stojąco, słyszę, że uprawiam szkodliwą propagandę, szkodzę, partii, władzy, Polsce i wszystkim w koło. Mocno się przestraszyłem o swoją przyszłość życiową i zawodową, ale pytam „o co chodzi”. „Wyszkoliliście psa na szkodę przyjaźni polsko-niemieckiej”. W tamtych czasach takie zarzuty, od takiej szychy i w takim gronie mogły przestraszyć. Jeszcze tylko – sabotaż, dywersja i prokurator – brakowało do kompletu. W końcu usłyszałem, że mój pies na komendę „Niemcy idą”, zaczyna szaleć i atakować wszystkich w koło. Zaparłem się w żywe oczy – „mój pies na nic takiego nie reaguje”. Wsiedli na mnie jak na łysą kobyłę, oni swoje, ja swoje. Stanęło na tym, że pojechaliśmy gazikiem po Podola. Po powrocie oczywiście Mieciu wydał psu rozkaz – „Niemcy idą”. Podol patrzy i nic, Mieciu znowu „Niemcy idą”, Podol brak reakcji. Mieciu swoje, Podol nic. Wpadli na to, że to ja muszę dać komendę. Wstaję i „Niemcy idą”, Podol patrzy, ja „Niemcy idą”, Podol nic. Nie wiem jak Podol to odróżniał, ale musiało być dokładnie powiedziane „Niemce idą”, bo na „Niemcy idą” nie reagował, ale o tym tylko ja wiedziałem. Mieciu, wiecie, rozumiecie itd. Utrzymałem się w pracy, a i z Mieciem jakoś dało się żyć.
W czasach Solidarności kolega z zarządu, przy mojej pomocy wyszkolił na hasło swojego psa, tylko zmieniliśmy formułę na „Ruskie idą”. To też dobrze brzmiało i w tamtych czasach konsekwencji nie niosło za sobą już żadnych.
Sławoj


























































