Licznik odwiedzin:
N/A

Nasz człowiek na wschodniej flance

Alina Gierula pochodzi z Hrubieszowa. Stamtąd wyciszona, zakompleksiona trafiła do Henrykowa i po latach nadal tam mieszka. Czas spędzony w Henrykowie to dla Aliny jak dla wielu z nas, najpiękniejsze lata, ta nasza młodość…

Alina Gierula.

Pierwszy raz dotarła do Henrykowa w 1974 roku, była w PSNR w roczniku, którego wychowawcą był Franciszek Bijoś, świetny fachowiec i życzliwy człowiek. W pokoju internatu nr 213 kwaterowała z Zosią Stolarczyk, Ewą Sikała i Anią Fułek.

Po szkole Alina odbywała roczny staż w PGR Poturzyn. Kolejny krok w karierze zawodowej to półroczna praca w laboratorium Centrali Nasiennej w Zamościu. Po zamążpójściu znów trafiła w rejon tomaszowski, skąd pochodził mąż. Pracowała w geesowskiej księgowości, potem znów w CN Zamość i w kilku innych miejscach.

Po ślubie przyszedł czas na dzieci, co w oczywisty sposób zaburzyło aktywność zawodową. Dzieci ma aż sześcioro, trzech chłopców i trzy dziewczyny. Komfortu w domu nie miały, wychowały się w bloku. Mąż dostał przydział na mieszkanie w związku z pracą w zakładzie energetycznym. Był też w ich życiu czas, kiedy dodatkowo prowadzili małorolne gospodarstwo, a w nim ziemniaki, fasola, buraki, pszenica… Wszyscy musieli pracować i teraz to owocuje. Cała szóstka ukończyła studia, ma szacunek do własnej i cudzej pracy, odnosi sukcesy. Nie zaniedbują też integracji rodzinnej. Co roku wybierają gdzieś w kraju miejsce na familijne spotkanie, na tyle duże, aby zmieścić 20 osób. Alina wychowała się i mieszka „na wschodniej flance”, ale dzieci się rozproszyły; jedna córka mieszka w Londynie, czwórka dzieci w Warszawie, jedno w Krakowie. Jest gdzie jeździć kiedy pada hasło „babcia ratuj!” Jest komu babciować, bo Alina ma już siedmioro wnucząt, a wkrótce urodzi się ósme.

Od ponad roku sytuacja osób mieszkających na wschodnich kresach Rzeczpospolitej znacznie się zmieniła. Wojna w Ukrainie sprawiła, że okolica zapełniła się uchodźcami. Najbardziej widoczne jest to w marketach, do których przyjeżdżają Ukraińcy zza granicy. Mają wśród Polaków zrozumienie i pomoc. Miejscowi muszą się „posunąć’ w kolejkach przy kasach, w urzędach itp. Zasiedziali mieszkańcy terenów wschodnich odbierają Ukraińców nieco inaczej niż reszta kraju, bo mają przecież w pamięci wydarzenia z roku 1943, rzeź Polaków na Wołyniu. Trudno to wyprzeć, zapomnieć, szczególnie jeśli ma się w rodzinie kogoś kto wycierpiał.

Pytana o bratnią henrykowską duszę w swoich stronach Alina odpowiada, że 30 km od swego domu ma Anię Kłos, której mąż jest chrzestnym jej syna. Na dziś jest to kontakt raczej telefoniczny. Kiedyś spotykała się z Zosią Stolarczyk (teraz Bącik, wyszła za Henrykusa). Aktualnie już z nią się nie kontaktuje. Na najbliższy zjazd Henrykusów raczej nie przyjedzie ze względu na kolizję terminu z potrzebami córki. Ma jednak dobre samopoczucie w tej kwestii, bo mimo dalekiej odległości od Henrykowa, była na większości zjazdów. W tej sytuacji wypada nam trzymać za nią kciuki i czekać na kolejny zjazd, z pewnością za rok.

Foto z domowej kolekcji Aliny, tekst Andrzej Szczudło

3 komentarze on Nasz człowiek na wschodniej flance

    Piotr Skowroński
    05/29/2023

    Nie bardzo rozumiem.Mieszka w Henrykowie dalej?

      Aniela
      06/07/2023

      Alinka mieszka w Hrubieszowie.Nasz kochany Andrzej troszkę niejasno napisał. Kochamy Cię Andrzeju za wszystko co piszesz . Ja czytam każde Twoje opowiadanie z dużym zainteresowaniem.

    Stani
    06/08/2023

    Pozdrawiam koleżanki ze wschodniej flanki.

    Ania Kłos to nasza koleżanka z roku 1975-77.
    Pozdrawiam
    Stanisław Bednarski

    Zostaw komentarz