Licznik odwiedzin:
N/A

Radiowęzeł

Z cyklu Opowieści Sławoja

Wiadomo, media trzecią władzą są, kto ma media ten ma władzę. Dotyczyło to i Szkoły w Henrykowie. Zacząłem naukę w 1969 roku, technikum trzy lata wcześniej. Uczniowie technikum zmieniali się co pięć, słuchacze studium co dwa lata. Siłą rzeczy ci z technikum byli bardziej zasiedzeni niż my. Stale toczyło się ciche współzawodnictwo- Technikum contra PST. Wbrew logice, do różnych rzeczy nie byliśmy dopuszczani, bo i tak będziemy tylko dwa lata. Tak było i z radiowęzłem szkolnym. Był opanowany przez technikum, był ich. I koniec.

Siedziba znajdowała się na pierwszym piętrze głównego budynku, drzwi po lewej stronie korytarza. Pokój był oznaczony i zamykany przed niepowołanymi osobami. Wyposażony nieźle jak na tamte czasy.

Radiola, podstawowe wyposażenie zawierało – radio, wzmacniacz i adapter, z możliwością podłączenia magnetofonu. 3/.

Były płyty i taśmy. „Radiowiec” prowadzący radiowęzeł to był „ktoś”, budził większe zainteresowanie dziewczyn. Krążyły opowieści o przypadkach, kiedy radiowęzeł był wykorzystywany do damsko- męskich relacji, ale to chyba zazdrośnicy rozsiewali te plotki… Ja o tym nic nie wiem. Robiłem podchody, żeby pozwolili mi współdziałać z nimi, ale żadne argumenty nie przekonywały grona decydentów. Nie ustępowałem i udało mi się swoim zaangażowaniem w życie szkoły przekonać do mojego pomysłu opiekuna, który kiedyś na imprezie andrzejkowej zarzucał mi pijaństwo. (Vide: Pan Kobra https://henrykusy.pl/pan-kobra/)

Pomysł był prosty: będziemy redagować ambitne programy. Uzyskałem dostęp do siedliska władzy, wbrew ogromnej niechęci dotychczasowej obsługi. Nie byłem dopuszczany do tajemnego życia radiowęzła, moja rola została sprowadzona do rannego jego uruchamiania. Myślę, że im po prostu nie chciało się rano wstawać. Ja natomiast podszedłem do tego poważnie i co dnia latałem około szóstej włączać pobudkę i „umilać” wszystkim życie. Umilać w cudzysłowie, bo to ranne budzenie przeważnie wszystkim przeszkadzało i z wieczora kołchoźniki wyłączali.

Wychodząc rano z pokoju, po kryjomu włączałem je, co było powodem do niezbyt miłych komentarzy. Tym bardziej, że wpadłem na pomysł, żeby pobudką była dynamiczna melodia z serialu „Bonanza”, ze stopniowanym natężaniem dźwięku. 

Cały internat rozsadzała ta melodia i nie udawało się kontynuować snu. Ze zrozumiałych względów muzyka nie tylko budziła, ale wyzwalała różne złe emocje u słuchających. Czasami oberwał i kołchoźnik, gdy rzut butem okazał się celny. Wśród nas „radiowców” często toczyliśmy dyskusje nad urozmaiceniem programu, ale że to były moje pomysły, to je odrzucano. Nie dali mi też większych kompetencji. Moja potrzeba dowodzenia spalała na panewce. Ale walkowerem się nie poddałem!!!

Bez porozumienia z innymi napisałem do Dyrekcji Szkoły zamówienie o uzupełnienie sprzętu.

Samozwańczo podpisałem Kierownik Szkolnego Radiowęzła.

Źle to przyjęto, współpraca trwała, ale podgryzanie też! Do czasu, kiedy przychodząc rano zaspany, puściłem „Etiudę Rewolucyjną” naszego geniusza fortepianu.

Przez mikrofon Tonsilu (fot. obok) ogłosiłem wszem i wobec, że jest wykonywana pod dyrekcją Fryderyka Chopina. Tego dla Pana Kobry było już za wiele. Posądził mnie, że od samego rana pijany wykonuję swoje obowiązki. To było pomówienie, bo ja tylko śnięty byłem. W Henrykowie nigdy nie byłem pijany, może czasem trochę „wypity”. W konsekwencji dostałem nakaz przekazania kluczy i zakaz wstępu do radiowęzła. Tak się skończyła po raz drugi moja kariera konferansjera w Henrykowie. To był definitywny koniec.

Znowu mogłem długo spać. Jak wszyscy.

Sławoj Misiewicz

2 komentarze on Radiowęzeł

    Aldona Dziąg z d.Konewka
    05/26/2022

    Nie pamiętam, kto i co ,,puszczał" przez radiowęzeł w czasie mojego pobytu. Myślę, że codziennie rano Bananza, to był niezły ,,kop" na cały dzien, ale ,,Etiuda Rewolucyjna"powinna być przed egzaminami 🙂
    Sławoju! Żałujesz, że Twoja kariera konferansjera i radiowca trwała tak Krótko? Udało Ci sie może swoje umiejętności wykorzystać?
    Pozdrawiam serdecznie!!

    Halina
    05/27/2022

    Sławoj, rzucałam butami w kolchoźnika, przyznaję. Za naszych czasów (rocznik 1974-1976) złe emocje budziła piosenka "Jak dobrze wstać skoro świt..." Gdyby leciał Chopin to pewnie bym nie śmiała tak z buta...

    Zostaw komentarz