Niedawno publikowaliśmy wpis z kroniki technikum, opisujący życie w henrykowskim internacie, do czego niezbędne były „… silna wola, samozaparcie i wyrzeczenia”.
Czy wszystkim tych cech wystarczało? Poczytajmy jak to wspomina Halina Kruszewska.
Wielokrotnie słyszałam takie sugerujące pytanie o to, czy w henrykowskiej szkole zawsze było tak różowo, że czas ten zapamiętaliśmy na długie lata? Otóż nie. Były konflikty, jak to w większych grupach. Były chwile pełne łez… Od początku pobytu w internacie trzeba się było dostosować do panujących tam zwyczajów, zaprzyjaźnić się z nowo poznanymi kolegami i koleżankami. Czasem to było trudne. Mnie przydzielono do pokoju gdzie były już 3 osoby: Iza Maćkowiak, Maryla Siubielska i dziewczyna repetująca rok (imienia i nazwiska celowo nie podaję, szkoły jednak nie skończyła). Pod koniec września dokwaterowano nam jeszcze Ewę Nieradkę. Była to więc ciasna cela dla pięciu osób i niestety dochodziło do spięć i konfliktów. O ile my dziewczyny z pierwszego roku (i po raz pierwszy poza domem) byłyśmy trochę zagubione i starałyśmy się nawiązać ze sobą dobre relacje, to starsza koleżanka, może z racji wieku lub obycia w szkole, a może z powodu charakteru, zaczęła nami dyktatorsko rządzić i narzucać swoje zasady. Atmosfera była ciężka; pomówienia, uszczypliwości, przytyki osobiste itd. Któregoś dnia to mnie się od niej „dostało” i to boleśnie. Pamiętam te emocje, bo słowa mocno potrafią zranić. To było rozżalenie, gniew, chęć ucieczki. I uciekłam… z zamiarem dojechania do ciotki we Wrocławiu.
Był początek października, zmierzch, a wręcz noc, gdyż pociąg do Wrocławia odchodził około godziny dwudziestej. Chciałam zdążyć i niefortunnie wybrałam drogę przez park. Drogi tej nie znałam, ale wiedziałam, że jest krótsza niż publiczna, asfaltowa. Nie wiem czemu nie czułam żadnego strachu. Myślę, że tak jest przy silnych emocjach. Było bardzo ciemno, nie świecił księżyc, ale droga z początku była prosta i dość szeroka. Po kilkudziesięciu metrach ta droga się jednak zmieniła na wąską, ciemną ścieżkę. Czułam uderzające mnie w twarz gałęzie i inny „leśny” grunt pod stopami. Dochodziły też różne leśne odgłosy: pohukiwania, najpewniej sów, trzask gałęzi, nieznane mi dźwięki. Zbłądziłam. Krążyłam po lesie próbując zawrócić i wyczuć twardszą alejkę. Trochę to trwało.
Wreszcie wyszłam z leśnej części parku i wróciłam pod szkołę. Niestety drzwi internatu były już zamknięte i nikt nie reagował na pukanie. Pomyślałam, że może jeszcze jakiś późny autobus pojedzie ze wsi. Nic jednak nie jechało w stronę Wrocławia. Moja desperacja była tak duża, że spróbowałam zatrzymać jakieś auto. I udało się, za pierwszym razem. Do Wrocławia dojechałam szczęśliwie z jakimś małżeństwem i przed północą w opłakanym stanie i podartych rajstopach zjawiłam się u ciotki. Tak, była awantura za jazdę stopem po nocach. Dopiero po dwóch dniach wróciłam do Henrykowa z zamiarem zabrania swoich rzeczy. Sytuacja się jednak zmieniła. Opiekunka internatu, o ile dobrze pamiętam, pani Maria Rogowska, w końcu zareagowała na nasze skargi na uciążliwą współlokatorkę, sfinalizowane protestem w postaci wyniesienia 4 łóżek na korytarz. Przydzielono naszej czwórce osobny pokój. W tym pokoju, w wielkiej przyjaźni i niewiele zmienionym składzie osobowym (Maryla nie zaliczyła pierwszego roku) dotrwałyśmy do końca nauki w Henrykowie. Dziś z perspektywy czasu widzę jak łatwo popełnia się głupoty w młodości, w gniewie, w emocjach. Myślę, że nie ja jedna miałam taką niechwalebną, ryzykowną przygodę związaną z Henrykowem, którą wspominam po latach. Kto podzieli się swoimi, nie zawsze różowymi, wspomnieniami z tamtych lat?
H.K.
4 komentarze on Spowiedź po latach
Wiem coś niecoś o konfliktach w Henrykowie. Kilka razy pisał o tym Harnaś, pisałem i ja. Nie wspomniałem natomiast o jednym z kolegów, którego obecności na zjazdach nigdy nie odnotowałem. Co ciekawe, nie mam żalu z tego powodu. Brak tego kolegi na kolejnych zjazdach absolwentów najbardziej świadczy o nim i zwalnia mnie z wyrzutów sumienia. Przez dwa lata w szkole koleś nie zdążył się z nikim zaprzyjaźnić, no przepraszam, wybrał jedną z koleżanek za żonę:).
Cała masa tekstów pokrywa się z tym co sam przeżyłem. Ja byłem w Henrykowie jednak kilka lat wcześniej, zaczynałem 24 lata po wojnie, w czasach "późnego Gomółki", Wasz rocznik był już za "wczesnego Gierka". To były diametralnie inne, bardziej cywilizowane czasy. Mam wrażenie, że ta strona początkowo była mało czytana. Gdy czytam te wspomnienia, moje wracają, może byłoby dobrze w jakiś sposób przypomnieć moje teksty. Nie żeby je przytaczać ponownie, chociaż może to też, ale może podając tytuły i kto będzie chciał to sobie znajdzie i poczyta. Co prawda jest możliwość szukania poprzednich wpisów, ale może jest trudno znaleźć to co ktoś kiedyś opisywał, nie znając tytułów. Poza tym jest chyba sporo Absolwentów, którzy stronę i wpisy na Facebooku czytają od niedawna. Wiem, że pisać wspomnienia jest trudno, nie każdego na to stać, ale czytając teksty innych łatwiej się ośmielić. Zachęcam Was do lektury również wcześniejszych wpisów i komentowania ich. Trzeba się trochę otworzyć i podzielić pamięcią z innymi Henrykusammi.
Sławoj Misiewicz "Harnaś"
Tej nieszczęsnej wycieczki Halinki do Wrocławia nie kojarzę ale efekt końcowy czyli wyprowadzkę wspominam z wielką ulgą. Potem już naprawdę było super!!!!! Zresztą Halinka jeszcze nie raz miała różne szalone pomysły. Pozdrawiam Kochana:)
Święte słowa. Mieszkając w internacie męskim w latach 1977 - 79, mając lat 20, spisałem podówczas panujące tam zasady. Lekko nie było, to była twarda szkoła przeżycia. Nie zamykano nas, jak internetu żeńskiego na noc, bo można było wyjść oknem na parterze albo po prosu rozwalić zamek w drzwiach. Awantury i alkohol były na porządku dziennym, znaczy się nocnym. Wychowawcy w zasadzie pilnowali jedynie bezpieczeństwa najmłodszych chłopaczków z zawodówki. Za wybryki i ekscesy w internacie wyrzucono ze szkoły kilka osób z PSNR-u.
Prawa dżungli – internatu męskiego w Henrykowie
1. Nie wolno bez stosownego ostrzeżenia zmieniać siedziby.
2. Prawo dżungli niczego nie nakazuje bez powodu.
3. Najpierw uderzaj, a potem dopiero dobywaj głosu.
4. Bądź czysty – tęgich myśliwych poznaje się po skórze chędogiej.
5. Język trzymaj za zębami.
6. Nie dręcz cudzych szczeniątek (młodszych kolegów), lecz użycz im serca, albowiem ich ojcem może okazać się niedźwiedź.
7. Żadne z plemion dżungli (poszczególne roczniki chłopaków) nie lubi, by mu zakłócać spokój.
8. Nie ucz dorosłych mądrości życiowej, albowiem oni są bardziej doświadczeni.
9. Mieszkańcom dżungli nie wolno bratać się z plemieniem małp (chłopakami z Henrykowa).
10. Skrucha nigdy nie wyklucza kary.
11. Kara bywa ostatecznym załatwieniem wszelkich porachunków, po którym już nie następują żadne nagany ani wyrzuty.
12. Bądź opanowany.
13. Bądź honorowy w stosunku do samiczek.
14. Dbaj o własną samiczkę, nie o cudzą.